1. Vlad Palownik - I


    Data: 01.08.2020, Autor: ErmonTwilight, Źródło: Lol24

    Tym razem to nie do końca erotyka, więc łapki na stół ;)
    
    Historia Vlada Palownika wcale nie była tak okrutna, jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Vladem nazywaliśmy bowiem małego Heńka Truskawę, którego głównym hobby po ukończeniu trzynastego roku życia, było wtykanie przyrodzenia w każdą możliwą dziurę.
    
    Wystarczyła niedopięta torebka, pozostawiona przez matkę w samochodzie, dziupla w drzewie na odpowiedniej wysokości, kilka zwiniętych kartek, szyjka butelki po śmietanie… Z tym ostatnim Henio miał do czynienia kilka razy. Po ostatnim zrezygnował z dalszej eksploracji.
    
    Było to dwunastego sierpnia. Dobrze pamiętam, bo śnieg padał tego dnia ledwie do 13.50 z kilkoma sekundami. Wyszliśmy razem na podwórko, żeby poopalać się przed wcześniejszym, karnym powrotem do szkoły. Wykorzystywaliśmy bowiem upośledzenie wzroku pana Cholewy i z powodzeniem zamienialiśmy się miejscami podczas zajęć. Ale trzeba było mieć do tego czarne gęby, bo Cholewa rozpoznawał nas znakomicie po nosach. Miał do tego niezwykły dar. Jednakże na czarnej gębie nos zlewał mu się z policzkami i biedak nie wiedział, który jest który. Jedynie ci z przerośniętymi uszami, które demaskowały delikwentów, musieli przyklejać zdradzieckie obiekty do czaszki, znalezionymi pod powierzchnią ławki gumami turbo.
    
    Do odpowiedzi zawsze chodził Małpiński, będąc wzorowo przygotowanym na każdą ewentualność.
    
    Wracając do butelki, to akurat na lekcji muzyki, podczas uroczystego odśpiewywania piosenki o smutnym ...
    ... kotku, Henio postanowił wetknąć do środka fifola. Szło mu całkiem dobrze. Wręcz wzorowo, dopóki nie próbował schować butelki do plecaka. Wtedy okazało się, że butelka trzyma. Średnice narządu złapanego i przyrządu łapiącego, okazały się zejść ze sobą we właściwym miejscu i czasie. Z próbą schowania butelki, nastąpiła więc próba umieszczenia w nim również siuraka. Ten połączony był jednak na stałe w wątłym ciałem Henia, co nie pozwalało na dokończenie planu.
    
    A wypadało dokończyć go naprędce, bowiem zawezwany przed profesorski majestat, w celu wyśpiewania solowej arii Henio, nie powinien plugawić swego wizerunku nagością zbyt dużego, jak na swój wiek, penisa. W dodatku powiększonego przez szkło butelki, w której wił się i skręcał w stresie.
    
    Henio trafił przed tablicę z mocno naciągniętym swetrem i garbem, jakiego sam Oryctes nasicornis byłby się nie powstydził. Udało mu się ominąć profesora, choć ze śpiewu dostał ledwie dostateczny. Problem zaciśniętej na pindolu butelki, tkwił wciąż niewzruszony i odstawał znacznie od młodocianego krocza. Dopiero wieczorem, gdy sadzawka w której się kąpaliśmy, zaczęła zamarzać, Heniowi udało się uwolnić swój organ z uwięzi. Obstukana sporym kamieniem butelka pękła, a wypuszczony z sidła smok rozwinął swe skrzydła.
    
    Został tylko pierwszy fragment, tkwiący obrączką wokół kutasiej szyi.
    
    Ptaszek Henia pęczniał w oczach. Krew napływała i nie mogąc powrócić do obiegu, pompowała przyrodzenie biednego chłopca do granic możliwości. Po tym, ...
«12»