Pan Smieszek
Data: 03.06.2019,
Kategorie:
Fetysz
Autor: atosatos, Źródło: SexOpowiadania
Upalne lato. Kolejny dzień po kolejnej nieprzespanej nocy. Wkurwiona Gośka wypada ze swojego pokoju i ostrzega tonem nieznoszącym sprzeciwu: - Jeśli jeszcze raz zarwę noc przez tego dupka, osobiście wyważę mu drzwi i mu przypierdolę! Tomek i Magda też nie spali. Kolejny raz sąsiad z góry wrócił do domu około trzeciej nad ranem i do świtu stukał, przesuwał jakieś meble, lał wodę do wanny, słuchał muzyki i robił wszystko, co chciał, kompletnie ignorując trójkę studentów wynajmujących mieszkanie piętro niżej. Ok, zdarzają się różne sytuacje, przecież oni także od czasu do czasu głośno się bawili, ale to, co wyrabiał ten koleś przechodziło ludzkie pojęcie. Na domiar złego dom, w którym wynajmowali mieszkanie na parterze, zbudowany był prowizorycznie, z najtańszych materiałów, dzięki temu tekturowe ściany przepuszczały nawet najmniejszy hałas. I tak właśnie, na parterze bez problemu można było słyszeć jak koleś z góry łazi po domu, dudniąc jak stado słoni, jak jego dziewczyna, czy żonka popierdala w szpileczkach o różnych dziwnych porach. Słychać było jak się kąpią, jak woda dudni o wannę, jak rozbijają jaja o zlewozmywak na kolację, jak oglądają telewizję, słuchają durnej popowej sieczki, albo jak się pieprzą. No i przede wszystkim jak ten frajer sika, celując nie w porcelanę ale w wodne oczko ubikacji, i szturmując je potężnie z mocą wodospadu ( a dźwięk ten często wyrywał ich ze snu ). Z początku traktowali to jak lokalny folklor, z czasem zaczęło być irytująco. No ale, ...
... wszystko to można było usprawiedliwić zbyt cienkimi ścianami. Jednak cowieczorne stukanie młotkiem w jakieś przedmioty, nie było już czymś, na co znaleźliby usprawiedliwienie. Pierwsza porządnie wkurwiła się Gośka: ostra jak brzytwa studentka ostatniego roku Socjologii. Po kolejnej nocy wśród stuków i puków, wzięła kij od miotły i zaczęła walić nim w sufit. Kompletnie nie poskutkowało. Koleś nadal robił swoje i najwyraźniej miał w dupie, że nie daje spać sąsiadom z dołu. W końcu, kiedy sytuacja nasilała się, trwając tygodniami, zaczęli po prostu drzeć japy. Krzyczeli: „ciszej tam do cholery!”, albo „zamknij się w końcu!” itp. Oczywiście bezskutecznie. Facet był uparty i usilnie nie pozwalał im normalnie funkcjonować. Dzień wyglądał mniej więcej tak: o szóstej rano jego żoneczka albo dziewczyna lała wodę do wanny ( wodospad ), potem napierdalała obcasikami po całym domu przed wyjściem do pracy. Kiedy w końcu wyszła, wstawał on i rozpoczynał dzień od wodogrzmotów w ubikacji, które definitywnie budziły już wszystkich, a potem do wieczora przesuwał jakieś meble, stukał młotkiem w ściany, napierdalał chłamem z głośników i co piętnaście-dwadzieścia minut powtarzał swoje wodospady, które słyszały chyba nawet ślimaki w ogródku. Wieczorem zwykle wychodził – szedł pojeździć na rowerze, albo jechał swoim nowym porschakiem po swoją dziewczynę albo też żonkę. Wracali mniej więcej o trzeciej rano i do świtu przetwierali się, stukali w ściany, zgrzytali meblami, lali wodę do wanny, a on sikał i ...