1. ROK 2064 - CZĘŚĆ PIERWSZA: ZONA NUMER TRZY ROZDZIAŁ II - ALBIN KOWALSKI I JEGO EDWARD KLUCZNIK


    Data: 02.03.2020, Kategorie: Geje Autor: Yake, Źródło: Fikumiku

    ... udusiła swoją fujarą. Ciekawe, ile bym dostał zdrowasiek w akcie pokuty? Kretyńskie żarty moich braci złagodziły atmosferę. Ojciec wziął mnie na słowo i tłumaczył, że nie powinienem dawać sobie wchodzić na głowę, że on rozumie, że dziewczyna ale to wygląda tak jakby ona chciała mi zęby wybić. Dopytywał się o co poszło, czy nie o seks, tłumaczył mi, że na to jestem za młody. Dzięki wyobraźni jakoś z tego wybrnąłem i skończyło się pieleniem warzywnika w ramach pokuty. Z Edwardem spotykałem się popołudniami, w jego stodole. Uprzedziłem go, że więcej nie może mnie prać po ryju, bo choć mi to bardzo odpowiada, to nie odpowiada moim najbliższym. Przez kilka dni było ekscytująco, spuszczałem się bez dotykania. Nauczyłem się przyjmować do gardła jego kutasa. Oczywiście dalej się śliniłem, zatykałem ale dziarsko mu obciągałem z połykiem. Nauczony doświadczeniem rozbierałem się i miałem w jego stodole mały ręcznik, by po wszystkim doprowadzić się do normalnego stanu. Niestety nic co piękne nie może trwać wiecznie. W drugim tygodniu naszej bliskiej znajomości, musiałem sam sobie walić, by dojść, bo sam chuj w ustach już mi nie wystarczał. Bez bólu i adrenaliny wiele rzeczy zaczęło mi przeszkadzać. „Dlaczego on tego kutasa nie myje i dlaczego zawsze śmierdzi i dlaczego gaci nie zmienia?” te pytania kołatały mi się w głowie albo „Dlaczego nie zdejmie tych zaszczanych gaci, bym mógł sobie macać jego dupę?” Gdzieś w dal odpływała moja fascynacja Edwardem. Pamiętam, dwudziestego siódmego ...
    ... sierpnia spotkaliśmy się jak zwykle. Jednak on już na mnie czekał, był zalany bardziej niż zwykle, już miałem się rozbierać, on dopadł do mnie i zaczął całować po włosach i twarzy. No, chuj mnie strzelił! Momentalnie, zamiast podniecenia czułem jego smród, a z sekundy na sekundę podniecenie i fascynacja, zmieniały się w niechęć. Zebrałem w sobie siły i odskoczyłem od niego, on się zachwiał, ja już byłem przy drzwiach. – Do widzenia, panie Gawroński – krzyknąłem, trzaskając drzwiami, uciekłem. Chciało mi się rzygać, ale czułem się jakoś lekko. To było wyzwolenie, byłem wolny. Wpadłem do domu i ukradłem bratu kilka papierosów. Wyszedłem i włóczyłem się po okolicy, w końcu dotarłem do fortów. Wdrapałem się na szczyt fortyfikacji, usiadłem na trawie. Byłem sam, w oddali tylko jakieś odgłosy życia wsi, szczekające psy, ryk bydła. Słońce zachodziło, niebo nad Łomżą było w różnych odcieniach czerwieni. Na rozleglej dolinie iskrzyła się rzeka Narew, wijąc się swoimi zakolami. Zapaliłem pierwszego papierosa w życiu, nie smakował mi, ale go paliłem. Edward też mi nie smakował ale go obciągałem. Ściemniało się, nad doliną unosiła się delikatna mgiełka, znad rzeki nadciągał chłód. Skarpę łomżyńską rozświetlały lampy domostw. Panorama tego miasta jest bajeczna. Już wiedziałem kim jestem i było mi z tym dobrze. Nie buntowałem się, nie miałem pretensji do losu. Edward-klucznik otworzył moje ciało i moją świadomość. On był tylko kluczem, otworzył drzwi i nie był już potrzebny. Kolejny papieros ...