1. Mężczyźni VI


    Data: 17.07.2018, Autor: Malolata1, Źródło: Lol24

    Widok zapiera dech w piersiach.
    
    Paryż.
    
    Wszystko staje się jasne, prostsze, piękniejsze.
    
    Jeszcze tylko pięć godzin.
    
    To niewiele, to nic, to tylko mrugnięcie okiem względem tego, co oboje przeżyliśmy.
    
    Razem i osobno.
    
    Dziś niebo będzie identyczne dla nas obojga.
    
    Przeciskam się długim, wąskim korytarzem między dziwnie, przelotnie spoglądających na mnie pracowników.
    
    Są szykowni, eleganccy.
    
    Nie obchodzi mnie to ani trochę.
    
    Nawet pożądliwy wzrok wysokiego, przystojnego bruneta.
    
    - Gerard u siebie? - pytam niby od niechcenia, jakbym była u siebie, jakby to, że dopiero przyleciałam nie świadczyło o niczym konkretnym, a mój przyspieszony oddech nie wskazywał na to, że szukałam tego wielkiego biurowca ponad godzinę, a gdy wdrapałam się na górę jednego z nich okazało się, że to nie ten.
    
    Co poradzę, że wszystkie wyglądały podobnie?
    
    - Tak, gabinet na samym końcu korytarza - odpowiada mechanicznie, przypatrując się z uśmiechem moim odsłoniętym piersiom.
    
    Zdecydowanie za długo.
    
    Wzdycham i przepycham się dalej, nie komentując jego zbyt pewnej postawy.
    
    Drzwi są lekko uchylone.
    
    Uśmiecham się, widząc, jak skrupulatnie przebiera w papierach, spogląda w zamyśleniu na zapełnione literami druczki.
    
    Jak dobrze go widzieć.
    
    Wciąż tego samego, cholernie przystojnego Gerarda.
    
    Marszczę czoło.
    
    Zamieram na moment, ale ten moment zdaje się zatrzymać w czasie, a ja wpadam w przepaść.
    
    - Czy mój zapracowany szef jest już wolny? - kobiece dłonie ...
    ... oplatają jego szyję, przechodzą na barki, masują spięte mięśnie.
    
    Gerard uśmiecha się, ale nie przerywa przeglądania papierów.
    
    Tracę oddech.
    
    - Mam sporo pracy - odpowiada od niechcenia, niby niezainteresowany, ale nie odpycha jej nachalnych rąk, które błądzą teraz w dół klatki piersiowej.
    
    - Praca poczeka, a ja mam naprawdę o wiele lepszą propozycję - odwraca go przodem do siebie na obrotowym krześle i nachyla się, eksponując swoje cycki, ściśnięte do granic możliwości.
    
    Po co ja właściwie przyjechałam?
    
    Gerard oszukał nas obie - mnie i Verę.
    
    Prostuję się, przymykam drzwi, odpuszczam.
    
    - Powiedziałem nie - słyszę podniesiony głos. - Jeszcze nie dotarło? - znajoma irytacja budzi w moim wnętrzu zielone światełko.
    
    Uśmiecham się.
    
    Odskakuję, kiedy zdenerwowana kobieta otwiera gwałtownie drzwi i trzaska nimi tak mocno, że prawie wypadły z futryny.
    
    - A pani do kogo? - zatrzymuje na mnie wzrok.
    
    Z bliska jej twarz pozwala zauważyć więcej niedoskonałości, źle pomalowane usta, zbyt ciemny cień do powiek.
    
    Wygląda, jak rasowa suka.
    
    Tyle tylko, że w gorszym wydaniu, jakby za wszelką cenę chciała pokazać wszystkim, że ma to coś, co sprawi, że będzie miała facetów w garści, ale to nie to.
    
    - No co, niemowa? - krzyżuje ręce, łypiąc na mnie złowrogo. - Gerard jest zajęty - dodaje i chyba czeka aż stąd wyjdę, ale tylko mnie tym rozbawia.
    
    - Pan Gerard - poprawiam, ale ona nie rozumie, o co mi chodzi.
    
    Świadczy o tym jej zdezorientowana mina i podjeżdżająca ...
«12»