1. Oktawia


    Data: 26.09.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24

    ... nocą.
    
    Moje palce powędrowały wyżej, pod koronkę stanika, wyczuwając ciepło, pulsujący rytm serca. Byłam jak rozchylony kwiat, otwarty, wrażliwy, gotowy.
    
    Delikatne muśnięcia przynosiły ulgę i napięcie jednocześnie. Gubiłam się w tej fali, w tej ciszy przerywanej tylko muzyką i oddechem. Każdy gest był jak rozmowa z własnym ciałem — czuła, potrzebna, spóźniona.
    
    Wyobraźnia prowadziła mnie dalej. Jej dłonie zastępowały moje. Jej usta zbliżały się do moich. Dotyk nie był już samotny, był dzielony. Kobieta z moich fantazji pochylała się nade mną, a ja czułam ciepło jej skóry, zapach, który był mieszaniną jaśminu i czegoś nieokreślonego — może marzenia.
    
    Moje ciało pulsowało. Powoli, świadomie. Zbliżałam się do czegoś, co było nie tylko przyjemnością, ale też uwolnieniem. Potrzebą bycia dotykaną, słyszaną, kochaną — choćby tylko przez siebie.
    
    Moje biodra uniosły się nieznacznie, jakby same szukały kontaktu. Dłoń zsunęła się niżej, pod cienki materiał fig, który od razu poczułam wilgotny i rozgrzany. Westchnęłam, tak cicho, że mogłoby to umknąć, gdyby nie cisza wokół — pełna napięcia, jakby wszystko w tym pokoju czekało na to, co zrobię dalej.
    
    Opuszki palców otarły się o łechtaczkę — miękko, ledwo zauważalnie, jakby sprawdzały, czy już wolno. A ja... nie tylko pozwalałam. Pragnęłam tego.
    
    Delikatne, koliste ruchy niosły ciepło. Najpierw spokojne, prawie niewinne. Tylko ja i ta jedna, najczulsza część mnie, pulsująca od życia. Muzyka w tle stała się czymś więcej ...
    ... niż dźwiękiem — była rytmem, przewodnikiem, tłem dla tej intymnej chwili.
    
    Zamknęłam oczy. Wszystko we mnie skupiało się tam — w miejscu, gdzie moje ciało mówiło mi, że żyję. Każde muśnięcie budowało coś większego, głębszego. Napinałam się pod dotykiem, a potem rozluźniałam. Falowałam, jakby całe moje istnienie stało się jednym oddechem.
    
    Palce krążyły pewniej. Szybciej. Wilgotność narastała, ciepło promieniowało aż po brzuch. Wtedy drugi palec — nieśmiało, jakby prosił o zgodę — wsunął się głębiej, powoli, niemal ceremonialnie. A ja uniosłam biodra i przyjęłam ten gest, jak dar, na który czekałam od dawna.
    
    Byłam dla siebie kochanką. Cierpliwą. Zmysłową. Obecną.
    
    Z każdym ruchem wewnątrz, z każdym okręgiem na zewnątrz, moje ciało drżało bardziej. Oddychałam ciężej, czułam jak napięcie zbiera się w podbrzuszu, jak cała ja zmierzam w stronę czegoś nieuniknionego.
    
    Obraz kobiety z mojej wyobraźni nie znikał. Wręcz przeciwnie — była tu, obok, może nawet we mnie. Jej dłonie, jej zapach, jej czułość — czułam je mocniej niż własny dotyk. Była tym, czego brakowało między moimi palcami a moim sercem.
    
    Kolejny palec. Głębiej. I krąg — ten zewnętrzny, już szybciej, bardziej stanowczo, jakby ciało wiedziało, że to właśnie teraz.
    
    Traciłam kontakt z czasem. Z miejscem. Byłam czystym doznaniem, płomieniem, który właśnie miał się rozlać po całym ciele.
    
    Moje ciało drżało. Ruchy stały się szybsze, bardziej zdecydowane, a palce wiedziały już dokładnie, gdzie i jak. Czułam, że ...