o północy
Data: 28.10.2019,
Kategorie:
Klasycznie
Autor: anonim, Źródło: Fikumiku
O północy wracałem z urodzin. W samochodzie panowały ciemności i tylko blade niebieskie światło z deski rozdzielczej oświetlało moją twarz. Miałem otwarte okno i cieszyłem się wspaniałym leśnym zapachem. Po obydwu stronach szosy kłębiły się drzewa, ilekroć przejeżdżałem tą trasą zastanawiałem się, jak głęboko jest ten las. Czy kilkanaście metrów dalej są już jakieś wiejskie gospodarstwa czy też las ciągnie się kilometrami? I ta niesamowita myśl, co bym zrobił, gdyby samochód nawalił na tym odludziu. Licznik wskazywał sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę, kiedy nagle na poboczu mignęła mi słabo widoczna sylwetka pojazdu. Ledwie zauważyłem jego światła pozycyjne, choć to właśnie one zwróciły moją uwagę. Przez jakieś dwie sekundy ważyłem w myślach, czy zatrzymać się czy też zignorować to całkowicie. W tym upiornym pejzażu wydawało się niemądre zatrzymanie, a z drugiej strony wiem, że gdybym to ja stał na poboczu, marzyłbym, żeby tylko się ktoś zatrzymał. Zatrzymałem się i na wstecznym podjechałem do samochodu. Wysiadłem i z duszą na ramieniu podszedłem do pojazdu. Zauważyłem, że za samochodem stoi jakaś postać, a w środku kątem oka dostrzegłem jeszcze jakiegoś człowieka. Już zacząłem żałować swojej decyzji. Sylwetka z za auta zbliżyła się do mnie i dopiero wtedy mogłem dostrzec, że jest to mężczyzna pod czterdziestkę. Uśmiechał się najwyraźniej zadowolony, ale też zaskoczony, że ktoś się w ogóle zatrzymał na takim odludziu. - Dobry wieczór - zagadnąłem drewnianym głosem. - ...
... Dobry wieczór Panu - odparła postać przede mną. - Jak miło że się Pan zatrzymał, wspólnie z żoną już straciliśmy nadzieję na ratunek. Mówiąc to uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. - Czy z wozem coś poważnego? - zapytałem wskazując palcem na samochód. - Szczerze powiedziawszy to nie znam się na tym, po prostu silnik przestał pracować. Pochylony razem ze swoim rozmówcą nad silnikiem wymieniliśmy kilka grzecznościowych uwag i takie tam. Prawdę powiedziawszy to ja nie mam zielonego pojęcia o samochodach, więc moje chęci choć szczere na nic się nie zdały. Odholować również nie mogłem, ponieważ ani ja ani pechowy kierowca nie mieliśmy linki. Dopiero po jakichś kilkunastu minutach z samochodu wysiadł pasażer. Jak już wcześniej zostałem poinformowany była to żona kierowcy. Kobieta miała na oko trzydzieści sześć, siedem lat. Wyglądała na kobietę z klasą, bardzo zadbana i pachnąca. Miała na sobie wieczorową suknię sięgającą niemal kostek, ale za to z długim finezyjnym rozcięciem sięgającym prawego biodra. Wydatny biust uwypuklał czarną suknię świecącą czymś w rodzaju brokatu. Buty na szpilkach w zupełności nie pasowały do lesistego krajobrazu. Miała lśniące kruczoczarne włosy upięte w kok. Przywitałem się i rozpoczęliśmy rozmowę. Po kilku chwilach małżeństwo podjęło decyzję. - Kochanie, pan zawiezie Cię na najbliższą stacje i wezwiesz pomoc drogową. - Jak uważasz - odparła i odniosłem wrażenie że nie była w zbyt szampańskim nastroju. - Jakieś dziesięć kilometrów stąd jest stacja i z ...