1. Nie byle jaki dzień


    Data: 02.12.2018, Autor: marknutt, Źródło: Lol24

    Następnego dnia po sylwestrze obudził mnie telefon. Dzwonił mój kumpel, który nalegał żebym wpadł, bo sam nie poradzi sobie z tą całą wódą, która mu została. Zgodziłem się. Wstałem, spojrzałem na zegarek - szósta po południu - musiałem nieźle zabalować. Otworzyłem szafkę, w której przezornie schowałem sobie kac wodę. Wody nie było, była natomiast nowiutka, nie otwarta litrowa flaszka wódki, którą najwyraźniej musiałem rąbnąć z imprezy. Na jej widok momentalnie zebrało mi się na womity. Dramat. Poszedłem do kibla, odlałem się a następnie przyssałem do kranu. Z każdym kolejnym kacem woda z kranu smakowała coraz lepiej. Wróciłem do salonu, przebrałem się, wziąłem flaszkę z szafki i wyszedłem. Do jego mieszkania miałem jakieś 10 minut, wtedy jeszcze w miarę dobrze znosiłem kace, a przynajmniej na tyle żeby być w ogóle w stanie opuścić moją norę. Zszedłem po schodach i wyszedłem na powierzchnie. Dzień był przyjemny na tyle na ile przyjemny może być dzień na kacu. Minąłem sklep monopolowy - sklep, który otwarty był nawet pierwszego stycznia. Idę o zakład, że gdyby wybuchła wojna nuklearna, “Gucio” stał by otwarty, a koło niego stał by tuzin żuli popijających swoje śląskie i inne wymiociny, kosztujące mniej niż 2 złote. Po około 10 minutach byłem już na miejscu. Wszedłem do bloku, wlazłem do windy, wjechałem na 8 piętro, podszedłem do drzwi i zapukałem. Po kilkunastu sekundach drzwi otworzyły się i pojawił się w nich kumpel. Skacowany, śmierdzący i lekko już podpity kumpel. ...
    ... Przywitaliśmy się i wszedłem do mieszkania. Mieszkanie nie było duże, ale było na prawdę przytulne, no może pomijając sterty śmieci i pustych butelek po przeróżnym alkoholu piętrzących się do samego sufitu. Zdjąłem płaszcz i wszedłem do salonu. Usiadłem na fotelu, tak też zrobił mój kumpel wyjmując uprzednio z lodówki flaszkę i dwa kieliszki. Postawił kieliszki, walnął w spód butelki łokciem, odkręcił korek i nalał nam wódki. Pierwsza kolejka nie poszła mi zbyt dobrze, zakrztusiłem się sekundę po tym jak przełknąłem zawartość kieliszka.
    
    - Jak tam Twój sylwester?
    
    - Chujowo, musiałem się nawalić w przeciągu pierwszych 10 minut, okazało się, że dom, w którym odbywała się impreza był w stanie surowym, nie było nawet tynku. Ogrzewała nas jedna farelka, a kibel był nieczynny.
    
    -Nie ciekawie, stary.
    
    Ponownie odkręcił butelkę i nalał nam po kieliszku. Druga kolejka poszła o wiele lepiej.
    
    -Najgorsze jest to, że za imprezę każdy płacił 60zł. 60 kurwa złotych, za dom bez ogrzewania, w którym połowa gości miała już wyrobioną kartotekę.
    
    -Kiepsko, stary.
    
    Polał trzeci, czwarty, piąty raz, aż w końcu osuszyliśmy całą butelkę. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że czas trochę przepłukać usta ze smaku wódki i otworzyliśmy szampana. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, kumpel poszedł otworzyć - okazało się, że przyszedł nasz wspólny znajomy bo nie miał nic innego do roboty. Dosiadł się do stolika, byliśmy zmuszeni otworzyć drugą flaszkę. Gość wypił trzy kolejki, pochwalił się zaliczoną ...
«123»