1. Nemezis (I)


    Data: 21.12.2018, Autor: blackjack, Źródło: Lol24

    ... nieobecności, po czym zostawił samochód na pobliskim parkingu. Kupił jeszcze coś zimnego do picia, po czym usiadł w cieniu, na niewielkim murku, intensywnie wpatrując się w drzwi budynku, w którym zniknęła. Miał jedynie nadzieję, że nie przyjdzie mu długo czekać.
    
    I słuszną, bo po godzinie ukazała się grupka studentów, a wśród nich ona.
    
    Chyba po raz pierwszy miał okazję dokładnie się jej przyjrzeć. Wzrost średni, budowa ciała raczej drobna, szczupła twarz otoczona burzą rudawych włosów. Z daleka nie dostrzegał wielu szczegółów, dlatego zgniótł butelkę po wodzie mineralnej, celnym rzutem posłał ją do pobliskiego kosza, po czym ruszył w kierunku dziewczyny.
    
    Spostrzegła go, gdy dzieliła ich już niewielka odległość. Uśmiechnęła się szeroko, kpiąco. Zmrużyła oczy, nic sobie nie robiąc z groźnego wyrazu jego twarzy.
    
    – Ty tutaj?
    
    – Zapłaciłem mandat – powiedział tylko, dając do zrozumienia, że to przez nią.
    
    – W naturze? – zainteresowała się. – Chciałabym być na miejscu tej policjantki – westchnęła z taką siłą, aż kilka niesfornych kosmyków podfrunęło do góry.
    
    – Przez ciebie! – Oskarżycielsko wskazał ją palcem.
    
    – I co? Ja mam ci zwrócić w naturze? – roześmiała się.
    
    Zasznurował usta, podchodząc bliżej. Tak blisko, że mógł policzyć piegi na zgrabnym, kształtnym nosie. I dojrzeć wesołe chochliki ...
    ... w głębi zielonych oczu.
    
    – W naturze? To byłoby jakieś wyjście – powiedział, mierząc ją taksującym spojrzeniem.
    
    – W porządku. – Sięgnęła do torby, wyjmując stamtąd siatkę cytryn. – To zaliczka. Reszta będzie później. Wolisz na słodko czy na słono? Zasobów węgla nie posiadam.
    
    – Węgla? – Lekko go zamurowało. O czym ona u diabła bredzi?
    
    – No bo wiesz, był kiedyś taki dowcip. Przychodzi baba do lekarza i chce mu zapłacić w naturze, a lekarz się pyta, dlaczego ma taki czarny brzuch. Ona na to, że przedtem płaciła za węgiel.
    
    Wysłuchał do końca, ale skrzywiona mina powiedziała jej, że wcale nie ubawił go stary, nieco już wyświechtany kawał. Wręcz przeciwnie, zirytował.
    
    – Skoro nie chcesz cytryn – westchnęła – to może dasz się zaprosić na kawę w ramach rekompensaty?
    
    – Nie potrzebna mi twoja kawa.
    
    – To czego chcesz? – spytała z roztargnieniem, bo na schodach budynku pojawił się ciemnowłosy chłopak, o olśniewająco białym uśmiechu.
    
    – Rekompensaty.
    
    – Dobrze. Mój prawnik skontaktuje się z twoim prawnikiem – odparła lekko drwiąco. – A teraz przepraszam, mam ciekawsze rzeczy do roboty.
    
    I poprawiając wielgachną torbę na piegowatym ramieniu, odwróciła się na pięcie. Zaraz później utonęła w objęciach przystojnego bruneta, a oniemiały Krystian przyglądał się temu w milczeniu.
    
    Jak ona śmiała?… 
«123»