1. La Belle Époque, czyli biseksualnej awanturniczki rok z życia i spraw (część 30)


    Data: 17.04.2024, Autor: AgnessaNovvak, Źródło: Lol24

    ... mocniej, docisnęłam łono do łona i kilkoma szybkimi potarciami doprowadziłam się do rozkoszy. Może nieco zbyt pospiesznie sprowokowanej, raczej krótszej niż dłuższej i zdecydowanie nie tak satysfakcjonującej, jakbym sobie po takiej przerwie życzyła, ale… cóż z tego? Najważniejsze, że przeżytej w ramionach mężczyzny, który bez cienia wątpliwości kochał mnie jak ostatni – czy może raczej pierwszy? – wariat i którego najwyraźniej kochałam i ja. A reszta przyjdzie z czasem.
    
    Gdy jako tako doszliśmy do siebie, poprosiłam Morty’ego, by nalał nam czegoś mocniejszego, zaś sama dyskretnie znów skorzystałam z chusteczki. Niby nie musiałam, bo drugi wytrysk był wyraźnie skromniejszy, lecz mimo wszystko wolałam nie pozostawić krępujących plam na pościeli. Nie, żebym w przeszłości w takiej sytuacji nie sięgnęła dłonią ku kroczu, nie wytarła wszystkiego palcami i jeszcze na koniec ich nie oblizała, lecz mimo wszystko wolałam na razie zachować chociaż te resztki przyzwoitości, jakie mi jeszcze pozostały.
    
    Wypiliśmy, poprawiliśmy profiterolką ze stojącego na stoliczku przeglądu słodkości, znów wypiliśmy, dochodząc w międzyczasie do jedynie słusznego wniosku, że nie musimy się przecież nigdzie spieszyć. Rozłożyliśmy się więc wygodnie na puchowej kołdrze i okryliśmy równie przyjemnym w dotyku kocem. Oparłam głowę na udach siedzącego Morty’ego i poprosiłam, by pogładził mnie po włosach.
    
    Leżałam tak w milczeniu i myślałam. O bardzo wielu bardzo różnych sprawach. Choćby tej, że właśnie ...
    ... mijał niemal równo rok od pamiętnego zamążpójścia Jamesiny. Kto wie, być może gdyby nie ów zbieg okoliczności, dzięki któremu najpierw w ogóle dowiedziałam się o uroczystości, a później wbrew zdrowemu rozsądkowi postanowiłam przynajmniej z daleka zobaczyć jedyną – jak mi się wtedy wydawało – miłością mego życia, dziś sama nie przeżywałabym własnej nocy poślubnej? I to z kimś, kogo podczas tamtych wydarzeń ledwo co kojarzyłam?
    
    Spojrzałam na męża, kochanka, niesamowicie atrakcyjnego, wcale nie mniej inteligentnego i całkiem majętnego młodego mężczyznę, który ze znanych tak naprawdę jedynie sobie powodów postanowił wziąć sobie za żonę kilku… no dobrze, kilkunastu laty starszą kobietę z raczej daleką od ideału urodą i momentami mało chwalebną przeszłością. A jednak najwyraźniej był ze mną szczęśliwy. Owszem, zapewne miał na to wpływ niezaprzeczalny fakt, że tyle, co dałam mu dupy, lecz przecież musiał wcześniej o nią walczyć nie tylko z calutkim wszechświatem, ale i mną. Znaczy ze mną całą, a nie tylko rzeczoną dup… oj tam, nieważne!
    
    Przymknęłam oczy.
    
    *
    
    Czy cała ta historia mogłaby potoczyć się inaczej, gdybym tylko na dowolnym jej etapie podjęła inne decyzje, nieraz całkiem prozaiczne, wydawałoby się wręcz, że nieistotne? Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że tak. Czy finalnie to, co przeżyłam i czego się nauczyłam, było warte ofiar, jakie musiałam ponieść? Zapewne nie. Czy wreszcie dzięki temu wszystkiemu powinnam czuć się bardziej… no właśnie – jaka niby? Bardziej ...