1. Klaps!


    Data: 19.07.2024, Autor: Vee, Źródło: Lol24

    Siedzące w okręgu dziewczyny pełnymi garściami czerpały z dobrodziejstw, jakie zapewniała działka Wójcików. Wdychały zapach świeżo skoszonej trawy, nieustannie wędrując wzrokiem ze zmierzchającego nieba na stojącą między nimi butelkę bezalkoholowego szampana. Po trunek odważyła się sięgnąć Martyna, jedyna z apostołek, która miała jakieś doświadczenie w otwieraniu takich wspaniałości. Okazja do świętowania była nielicha, wszak właśnie skończył się rok szkolny.
    
    Puf! Bąbelkowa ciecz wyprysnęła w górę przy głośnym pisku panienek, które z nogami splątanymi w tureckim siadzie nie były w stanie uratować swoich kolorowych strojów przed poplamieniem.
    
    – No pięknie… – utyskiwała Basia, której oberwało się najmocniej.
    
    Kompanki nie podjęły tematu, zbyt zajęte wsłuchiwaniem się w spływający do kieliszków musujący płyn. Już miały skosztować jasnego trunku, gdy usłyszały podwójne kaszlnięcie najmniejszej w towarzystwie Julki. Miała kwiat we włosach i pachniała wanilią. Doprowadziła grupę do porządku i nakazała złapać się za ręce.
    
    – Dziękujemy Ci za naszą przyjaźń, wakacje, tego szampana i za to, że jesteś – wyrecytowała Waniliowa z zamkniętymi oczami, kierując swoje słowa prosto do nieba.
    
    – Bóg zapłać – odpowiedziały chórem, parodiując charakterystyczną wymowę księdza Arka.
    
    Śmiechom nie byłoby końca, gdyby cienkie szkło kieliszków nie zaczęło dopominać się o uwagę połyskiem zniecierpliwienia. Apostołki sięgnęły po swój przydział i jak na komendę upiły niewielki łyczek. Ich ...
    ... twarze promieniały z rozkoszy, jakby degustowany napój przeleżał sześćdziesiąt lat w niewielkiej piwniczce gdzieś w Alzacji.
    
    – Za rok zamiast tego sikacza kupimy sobie coś z alkoholem. – Magiczną chwilę przerwała Basia, której jak zwykle coś nie pasowało.
    
    Jako jedyna nie rozumiała, że żadne procesy fermentacji nie mogą się równać smakiem z mieszaniną młodości i wolności.
    
    Zośka Wójcik miała tego po dziurki w nosie, ale Martyna w porę położyła jej rękę na kolanie i porozumiewawczym spojrzeniem zażegnała kryzys towarzyski. Wkrótce dziewczynom rozplątały się języki. Choć stanowiły zgraną paczkę spotykającą się codziennie w szkole, a później także w kościele, na plebanii czy próbach chóru, szybko okazało się, że każda miała swoje tajemnice.
    
    – Julka… Opowiedz, wiesz o czym. – Martyna szturchnęła ją łokciem.
    
    – Nie ma mowy! – zaprotestowała.
    
    Próbowała się wywinąć, ale nie miała szans.
    
    Przez ponad godzinę zuchwale chłonęła kościelne ploteczki swoich towarzyszek, które teraz bezlitośnie przypierały ją do muru, domagając się rewanżu. Desperacko szukała rozwiązania. Zamierzała opowiedzieć coś innego, coś mniej intymnego, ale zrozumiała, że jest kompletnie wyzuta z ciekawych historyjek. Zabrakło jej zmysłu taktycznego, by zachować coś pikantnego na czarną godzinę.
    
    Musiała skapitulować. Siorbnęła ostatnie kropelki musującego placebo i wstydliwie zaczęła:
    
    – Jakiś miesiąc temu, wtedy co nie mogłam przyjść na chór, była poprawka sprawdzianu z matematyki. Znaczy, ja ...
«123»