1. Tropikalna przygoda cz. 3


    Data: 29.03.2019, Kategorie: Dojrzałe Geje Sex grupowy Autor: xray51, Źródło: xHamster

    ... cipkami, w której na powitanie wszyscy z nabożną czcią całowali mojego nabrzmiałego penisa? Do wioski, w której wszyscy mnie szanowali jako ich mzimu, a także jako, mimo iż nie byłem ich koloru skóry, SWOJEGO członka ich społeczności pełnej rozwiązłości, seksu, chuci, żyjących swoim rytmem i według swoich ustalonych od wielu, wielu lat standardów. A może jednak pozostałem w swoim kraju, pośród znajomych i koleżeństwa, z którymi spędziłem wspólnie bądź co bądź wiele lat aż do czasu „porwania” mnie przez tubylców.
    
    Rozdział V
    
    Otóż tak – wróciłem.
    
    Załatwienie wielu spraw i problemów w kraju zajęło mi ponad 3 miesiące. Nie omieszkałem poodwiedzać „starych” znajomych i koleżeństwo, którym opowiadałem o tym, co mi się przydarzyło. Oczywiście nie wierzyli mi, za to chwalili doskonałą opaleniznę i obecnie wręcz aksamitną skórę (na co miało wpływ codzienne smarowanie mnie przez wioskowe kobiety tamtejszym mazidłem). Jedynie jednemu z przyjaciół, z którym byłem na naprawdę „blisko” pokazałem swojego kutasa. Co prawda bez popijania wioskowego napoju mój penis powrócił do „spoczynkowej” pozycji, ale jego wielkość i grubość się nie zmniejszyła… no może troszeczkę. Zachwycił się nim, jego wielkością (a widział go niejednokrotnie wcześniej podczas naszych wspólnych nagich nasiadówek, kiedy to ja zazdrościłem mu wielkości i rozmiaru jego kutasa) i chyba jako jedyny uwierzył w to, co opowiadałem. Ogromnie mi zazdrościł. Sprezentowałem mu za to w nagrodę flaszeczkę napoju, którym ...
    ... raczyłem się codziennie w wiosce. Na następny dzień wpadł do mnie z radosną miną, rozpiął kurtkę i pokazał, że od wczoraj ma cały czas „namiot” w spodniach i jeśli „coś mu na drzewo nie ucieknie, to przerżnie od ręki…”
    
    ***
    
    Po wylądowaniu na lotnisku i załatwieniu odprawy oraz zakupienia pistoletu i niezbędnej do niego reszty wyposażenia ruszyłem w kierunku mojego „przeznaczenia”, czyli wioski, z którą jakoś zżyłem się i zaczynałem za nią tęsknić. Ciągnąc za sobą swoją walizkę ruszyłem drogą w kierunku, z którego przywiozła mnie ponad miesiąc temu półciężarówka. Po paru godzinach udało mi się zatrzymać jakieś zdezelowane auto, a ponieważ umiałem jako tako porozumieć się w ich języku kierowca zgodził się podwieźć mnie do miejsca, z którego wiedziałem, że trafię na powrót do wioski.
    
    Całe popołudnie jechaliśmy, a kiedy poznałem miejsce, z którego odwożono mnie na lotnisko wysiadłem i ruszyłem w stronę wioski orientując się według słońca. Jakże dziękowałem mojemu ojcu za to, że nauczył mnie poruszać się po nieznanym terenie kierując się jedynie wskazówkami słońca i drzew. Zapadł zmrok i znalazłem zaciszne miejsce żeby przeczekać noc, bo mimo wszystko nie znałem ani terenu, ani warunków… byłem przecież sam, wcześniej odprowadzało mnie prawie pół wioski więc nie miałem się czego bać. Tak dotrwałem do rana, jedynie drzemiąc w rozwidleniu gałęzi wielkiego drzewa pod rozgwieżdżonym niebem, nasłuchując porykiwania lwów, chichotu hien i wielu innych dziwnych odgłosów zwierzyny ...
«12...678...16»