1. Klucz


    Data: 18.05.2018, Autor: likeadream, Źródło: Lol24

    ... kieszeni go jednak nie znalazłam. Przeszukałam jeszcze kilka innych miejsc, które mogłyby być dobrym schowkiem na tego typu rzecz, ale nigdzie nie dostrzegłam znajomego kształtu. No cóż. Innym razem, bo zaraz spóźnię się do pracy. Rzuciłam jeszcze okiem w lustro. Byłam zmęczona, ale prezentowałam się dobrze. Moje 30 lat to chyba najlepszy wiek w życiu kobiety. Tylko... to ciągłe poczucie, że czegoś mi brakuje. To nie instynkt macierzyński. O nie... Jestem zdania, że nie nadaję się na matkę. To raczej coś metafizycznego, co trudno określić słowami.
    
    To nic, nie ma co rozmyślać, czas na mnie.
    
    Wyszłam na zewnątrz. Zimny wiatr sprawił, że skuliłam ramiona. Nie uszłam kilku kroków, kiedy czarny samochód zwolnił obok i usłyszałam znajomy głos.
    
    - Może podwieźć?
    
    To on!!! Przebiegło mi przez myśl. Starałam się nie dać po sobie poznać, jaki zamęt panuje w mojej głowie.
    
    - Nie, dziękuję. Nie mam daleko. Poza tym, lubię komunikację miejską. Jest ekologiczna- rzuciłam z przekąsem, bo ekologię miałam głęboko w pewnym miejscu.
    
    - To hybryda, proszę się nie obawiać- odpowiedział z szerokim uśmiechem, poklepując deskę rozdzielczą niczym karą klacz.
    
    - Nie, znaczy nie. Przynajmniej w moim wypadku. Powoli przestawałam silić się na uprzejmość. Stres i noce dawały znać o sobie.
    
    - Nie to nie. Chociaż myślałem, że chciałaby się Pani dowiedzieć, jakim cudem znów jest w moich rękach...- to mówiąc zaświecił mi tym cholernym kluczem, przez który taki bałagan zapanował wokół ...
    ... mnie. Samochód zaczął powoli przyspieszać, a ja wahałam się, biec za nim, czy uciekać.
    
    - Poczekaj!!! - krzyknęłam, nie zwracając już uwagi na zawiłość grzecznościowych form. Otworzyłam drzwi samochodu i wsiadłam z miną naburmuszonego małego dziecka.
    
    - Dokąd pojedziemy...?- zapytałam już nie tak pewnym głosem, na pewno dużo więcej było w nim strachu, niż mojej zwykłej buty.
    
    - Zobaczysz. A póki co... załóż to. I od razu mówię, to nie jest czarna bransoletka, apaszka, nic z tych rzeczy. Na oczy proszę.
    
    - Zesztywniałam, ale jakimś cudem neurony w mózgu przekazały impuls do kończyn górnych i opaska znalazła się na mojej głowie, dociskając lekko powieki, tak, że otwieranie ich było nadzwyczaj męczące.
    
    Jechaliśmy około 15 minut. Nie byłam w stanie zorientować się, gdzie jestem. Czy nadal w mieście, czy poza nim, czy na obrzeżach. Było mi na zmianę zimno, ciepło, zimno. W końcu usłyszałam, jak koła samochodu trzeszczą, zapewne na jakimś wysypanym kamieniem podjeździe. Kierowca, wysiadł, otworzył drzwi po mojej stronie i zdjął mi opaskę. A ja... nie mogłam wydusić słowa.
    
    To ten dom! To ten dom, z moich snów, znałam każdy szczegół, każdy załom muru, gdybym zamknęła oczy widziałabym dokładnie kształt dziurki od klucza, który teraz był w posiadaniu mężczyzny. Oparłam się plecami o samochód. W sumie... oparłam to nie było najtrafniejsze określenie. Nogi prawie odmówiły mi posłuszeństwa.
    
    - Jak to... Jak to jest możliwe...? - Dukałam, praktycznie sama do siebie.
    
    On ...
«1234...7»