-
Za linia snu...
Data: 02.10.2025, Kategorie: Brutalny sex Autor: Aleks W., Źródło: SexOpowiadania
Damian przekręcił klucz w zamku, cicho, niemal nabożnie. Cisza w domu była jak zawsze lepka i ciężka, jakby ściany znały jego myśli lepiej niż on sam. Żona jeszcze spała — sprawdził wcześniej, wsunął głowę do sypialni. Jej ciało leżało nieruchomo, odwrócone do ściany. Zostawił jej kartkę. Jak zwykle coś o zebraniach, klientach, korkach, nonsensach. Zamknął drzwi i dopiero wtedy wziął pierwszy prawdziwy oddech. Wolność pachniała jak ciepła skóra i niedopowiedziane obietnice. Po trzydziestce wszystko miało smak zakazanego owocu. Każdy dotyk był głębszy, bardziej ryzykowny, bardziej... wart wszystkiego. Jechał szybko, bez świateł, miasto migało mu za szybą jak zwiastun filmu, który już znał na pamięć. Ona czekała. Zawsze czekała. Myślał o niej już od rana — o tym, jak podciąga koszulkę, nieświadomie, odsłaniając płaski brzuch i kawałek biodra. Jak zakłada nogę na nogę i celowo nie patrzy mu w oczy. Jak rozsuwa uda, gdy siada naprzeciwko, wiedząc, że patrzy. Odkąd ją poznał, nie był już w stanie funkcjonować bez tej codziennej dawki obsesji. To nie była zdrada. To było życie. Gdzieś w tle — cichutko, nieznośnie — coś piknęło. Zignorował to. Myśli już dawno odpłynęły do jej ciała, jej języka, jej paznokci wbijających się w kark. Jego ręka zacisnęła się na kierownicy mocniej. Przyspieszył. Nie mógł się doczekać, aż otworzy mu drzwi w samym szlafroku. Było coś chorego w tej rutynie, coś, co przypominało uzależnienie. Ale nie szukał odwyku. Wręcz przeciwnie — ...
... każdy dzień bez niej był jak suchy język przyklejony do podniebienia, jak pulsujący brak powietrza. Ona… Marta. Nawet jej imię wypowiadał w myślach jak zaklęcie, przeciągając je, jakby smakował samogłoski na języku. Miała trzydzieści dwa lata i spojrzenie kobiety, która nigdy nie musi o nic prosić. On sam przylgnął do niej jak pies — ślepy, głodny, oddany. A ona? Bawiła się nim. Czasem brała go bez słowa, tylko spojrzeniem wskazując miejsce. Innym razem zwodziła go godzinami, aż kutas bolał od napięcia. Damian skręcił w boczną uliczkę, gdzie kamienice były stare, obdrapane, ale jedno z okien na trzecim piętrze paliło się ciepłym, złotym światłem. To było ich okno. Serce mu przyspieszyło. I znów — gdzieś w tle, w głowie, może w aucie, może poza nim — pik. Zerknął nerwowo, ale wskaźniki auta nie świeciły niczego niepokojącego. Zamrugał. Nie teraz. Nie teraz, kurwa. Ona czekała. Pewnie już stała naga za drzwiami łazienki, osnuta parą, z mokrymi włosami opadającymi na kark. Może leżała na łóżku, rozchylona, z tą swoją przeklęcie powolną ręką sunącą po brzuchu w dół. Damian jęknął cicho, niemal odruchowo. W jego spodniach zrobiło się ciasno. Zaparkował krzywo, niemal na zakazie. Zawsze miał to w dupie. Wysiadł. Powietrze było gęste, ciepłe, wieczór zbyt cichy. Jakby miasto zatrzymało się na chwilę, dając mu przestrzeń na to, co miało się wydarzyć. Schody skrzypiały. Serce waliło. I znów. Cichutko. Niepozornie. Jak kropla z pękniętej ...