1. Jezioro Łabędzie


    Data: 30.10.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24

    Nie wiem, kto z moich kolegów wpadł na ten genialny pomysł, ale żaden z nich się do tego nie przyznał. Może decyzja zapadła na którejś z wywiadówek, a może nasza wychowawczyni, zauroczona ostatnim programem artystycznym poprzedniej klasy, postanowiła, że na zakończenie naszej edukacji chłopcy wystawią „Jezioro Łabędzie”. Na początku dużo nam to nie mówiło, lecz dopiero po oglądnięciu materiału video z poprzedniego roku okazało się, na co żeśmy się porwali. Otóż mieliśmy sparodiować tę sztukę, przebrani w damskie fatałaszki. Niektórzy z nas poczuli blady strach. Wybrano tylko ośmiu z dwunastu chłopaków, a ci czterej szczęściarze nie chcieli w żaden sposób zamienić się rolami.
    
    Nie należałem do tych szczęśliwców. Próby mediacji z Robertem, który był jednym z „wybrańców”, spełzły na niczym. Nie dał się przekonać za żadne skarby. Na wycofanie się było już za późno; matka stwierdziła, że będzie fajnie i żebym się tym nie przejmował. Ojciec machnął ręką na ten fakt. Wizja publicznego pajacowania w tiulowej spódniczce i białych rajstopach z siedmioma innymi kretynami przerażała mnie. Cóż, jednak mogłem począć. Musiałem to zrobić, pożegnać szkolne mury i nie zawieść wychowawczyni, która nieco na wyrost dała mi piątkę z matematyki. Głupio byłoby teraz wystawić ją do wiatru. Jakoś z tym się oswoiłem.
    
    Pozostała kwestia uszycia strojów i prób przed występem. Moja mama zajęła się tym pierwszym. Miała znajomą krawcową, która podjęła się uszycia odpowiedniej, śnieżnobiałej, ...
    ... króciutkiej tiulowej spódniczki oraz dobrania pozostałych części garderoby. Propozycja rzucona na wywiadówce dla reszty chłopaków przypadła do gustu i tak krawcowa miała hurtowe zamówienie, a my nie obawialiśmy się, że wystąpimy w niedopasowanych, różnych kreacjach. Po pierwszej wizycie u pani Dorotki, bo tak miała na imię krawcowa, nastał czas drugiej wizyty, połączonej z mierzeniem przygotowanych fatałaszków. Podczas pierwszej wizyty krawcowa pobrała tylko wymiary. Czasu do przedstawienia nie było za dużo. Mogliśmy maksymalnie zrobić dwie, może trzy próby. O umówionej godzinie zjawiłem się w domu pani Doroty.
    
    — O, jesteś już, punktualny jak przedwojenny pociąg — stwierdziła, spoglądając na zegarek po przysłowiowym „Dzień dobry”.
    
    Wszedłem do środka. Kobieta śmiałym ruchem zaprosiła mnie do pomieszczenia, w którym mieściła się jej pracownia krawiecka.
    
    — Fajnie to wymyśliliście, takie oryginalne, fajne — rozpoczęła rozmowę.
    
    Oprócz tych „babskich fatałaszków” miałem zamówiony garnitur na zakończenie szkoły. Na to jej stwierdzenie nie odpowiedziałem nic. Wzruszyłem tylko ramionami. Dla niej może to było i fajne, dla mnie – nie za bardzo. Występowanie w damskich ciuszkach, publicznie przed radą pedagogiczną i koleżankami z klasy mimo faktu, że miał być to dobry żart i nic więcej nie było niczym przyjemnym.
    
    — No, dobrze, zaczniemy od marynarki i spodni, a potem przymierzysz swój rewelacyjny strój — usłyszałem z jej ust.
    
    Była średniego wzrostu szatynką, może nieco zbyt tęgą ...
«1234...7»