1. Współlokatorka: Pocieszanie


    Data: 10.11.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24

    Gdy wracam myślami do tamtego wrześniowego popołudnia, mam wrażenie, że to wszystko wydarzyło się nie tyle w rzeczywistości, co gdzieś pomiędzy snem a jawą. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że jeden gest, zwykłe objęcie w ciszy, może zmienić tak wiele. Że czyjeś łzy, ciepło ramienia i bezbronność odkryją przede mną coś, czego wcześniej nie chciałam albo nie umiałam nazwać.
    
    Wprowadziłyśmy się razem na Grabiszyn, pod koniec sierpnia. Mieszkanie nie było duże, ale miało swój klimat, drewniane podłogi, trochę staromodna kuchnia, duże okna z widokiem na zielone podwórko. Dla mnie to był pierwszy raz poza domem. Jana mieszkała już wcześniej w Polsce, najpierw w akademiku, potem kątem u znajomych. Ale to tutaj po raz pierwszy miała swój pokój, własne miejsce, choćby na wynajem.
    
    Poznałyśmy się na uczelni, obie studiowałyśmy kulturoznawstwo, choć nasze zainteresowania lekko się rozmijały. Ja ciągnęłam w stronę teatru, Jana, jak przystało na dziewczynę z mocnym akcentem i duszą artystki, fascynowała się modą, fotografią i wszystkim, co wizualne. Miała coś w sobie. Taką miękką siłę, która sprawiała, że ludzie przy niej łagodnieli. Piękna, ale bez wysiłku, jakby uroda była jej naturalnym językiem, a nie czymś, o co trzeba zabiegać.
    
    Z dnia na dzień układałyśmy wspólną codzienność – zakupy w Biedronce, zapachy przypalonego curry w kuchni, wieczorne herbaty i śmiech z filmów, które oglądałyśmy pod kocem na kanapie. Lubiłyśmy swoje towarzystwo. Może nawet za bardzo.
    
    Tego wieczoru ...
    ... wróciłam później z zajęć. Zmęczona, wciąż jeszcze z uczuciem ciężaru w ramionach od prezentacji, którą musiałam prowadzić sama. Ciche kliknięcie zamka i… cisza. Żadnej muzyki z laptopa Jany, żadnego „hej Sylwia!” z pokoju po lewej. Tylko półmrok w przedpokoju i zamknięte drzwi jej pokoju, które zwykle były uchylone.
    
    Zdjęłam buty, powoli przeszłam do kuchni, gdzie na stole leżała filiżanka po niedopitej kawie i opakowanie chusteczek.
    
    Coś było nie tak.
    
    Zapukałam. Cicho. Potem jeszcze raz.
    
    – Jana? – zapytałam przez drzwi.
    
    Bez odpowiedzi.
    
    Nie czekałam dłużej. Weszłam.
    
    Siedziała na łóżku skulona, wciągnięte nogi pod brodę, z twarzą schowaną w dłoniach. Jej ramiona drżały. Obok, na pościeli – telefon, który co chwilę cicho wibrował, a potem gasł. Jej oczy były czerwone, jakby od godzin płakała. Czarne rękawy swetra przesiąknięte wilgocią, a dżinsowa mini bezładnie podciągnięta na udach.
    
    – Hej... – powiedziałam cicho, klękając przy łóżku. – Co się stało?
    
    Uniosła na mnie wzrok. Łzy na policzkach, rozmazany tusz i to spojrzenie – głębokie, zranione, tak kruche, że aż coś we mnie pękło. Jana nigdy nie płakała przy mnie. Zawsze była silna, opanowana, pewna siebie.
    
    – Kłótnia z mamą. – Jej głos był ledwo słyszalny. – I z Mikołajem... Wiesz... On... chyba już nie wróci.
    
    Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie znałam szczegółów, ale czułam, że słowa teraz są zbędne. Delikatnie podsunęłam się bliżej, usiadłam obok i przyciągnęłam ją do siebie.
    
    Jej ciało wtuliło ...
«1234...13»