Ten jeden, jedyny raz...
Data: 12.04.2019,
Autor: glakomka, Źródło: Lol24
To zdarzyło się półtora roku po rozstaniu z Jerzym...nie mogliśmy być dłużej razem i decyzję podjeliśmy całkowicie świadomie...czasem miłość i namiętność nie wystarczą...ale nie o tym.
Kilka miesięcy po rozstaniu, na drugim roku studiów magisterskich, poznałam jego-Marka. Był sporo starszym ode mnie profesorem historii starożytnej. Jak ja go nienawidziłam...był niesamowicie wredny i miał strasznie ograniczone poglądy, jak na tak wszechstronnie wykształconego człowieka. Po każdych zajęciach sarkaliśmy z wściekłości na niego. Każda osoba w grupie czuła to samo-złość. Obrażał nas i wyżywał się na każdym kroku. Dlaczego? Nigdy tego nie zrozumieliśmy. Aż tu nagle coś się zmieniło. Zmienił nieco swoje nastawienie do studentów, choć wciąż sypał aroganckimi i bezczelnymi dowcipami. Zwracał od początku dużą uwagę na mnie. Jako jedyna pisałam notatki z zajęć i starałam się go słuchać, choć niekiedy było to trudne. Po tym, jak trochę zmienił swoje nastawienie do nas wiedziałam, że mogę sobie pozwolić na nieco więcej. Znałam zdecydowaną większość dowcipów, które opowiadał, więc gdy pytał o zakończenie i nie oczekiwał odpowiedzi, udzielałam jej, psując mu puentę. Zauważył, że ja jestem osobą, która nie pozwala sobie w kaszę dmuchać i zaczął uważać na to, co mówi, a jednocześnie wydawał się przychylnie nastawiony do mnie. Być może dlatego, że jako jedyna ośmieliłam się jemu przeciwstawiać. Widocznie nie lubił przesadnej uległości studentów, a cenił z nimi dyskusje, w które ja chętnie ...
... się wdawałam, zwłaszcza na tematy związane z kierunkiem studiów.
Po każdych kolejnych zajęciach czułam jego zainteresowanie swoją osobą.
Pod koniec maja tuż przed zajęciami, poprosił mnie, żebym została po wykładach na rozmowę. Zdziwiła i zastanowiła mnie jego prośba, ale zgodziłam się. Spokojnie prowadził zajęcia, od czasu do czasu wdając się ze mną w polemikę. Po wykładach podeszłam do niego i spytałam o powód rozmowy. Nie odpowiedział od razu. Poczekał, aż wszyscy wyjdą z auli, poprosił, abym usiadła za biurkiem, sam usiadł naprzeciwko, ale tak, abyśmy stykali się nogami i zaczął:
-Pani Moniko, jestem pod ogromnym wrażeniem pani wiedzy i inteligencji. Chciałem spytać, czy nie zastanawiała się pani nad doktoratem?
Zdziwiona odparłam:
-Owszem. Nawet odbyłam rozmowę z profesorem T. i zgodził się być moim promotorem.
-Wie pani o czym by chciała pisać?
-Oczywiście. Lekko zazębiałoby się z zagadnieniami omawianymi na wykładach z panem, jednak nieznacznie.
-A czy nie byłaby pani skłonna do zmiany tematu?
-Dlaczego?
-Bo bardzo bym chciał poprowadzić pani przewód doktorski. Znam doskonale profesora T. To mój dobry kolega. Na pewno zgodzi się na takie rozwiązanie.
-Cóż...panie profesorze, jest mi bardzo miło, ale ja już mam w głowie całą koncepcję pracy i nie chciałabym zmieniać tematu.
Chwilę milczał i poczułam, że jest zawiedziony
-Szkoda. Ale próbowałem-odrzekł spokojnie.
Wstałam więc i wyjść, ale mi nie pozwolił.
Podszedł do mnie, ...