Kajaki, one i burza
Data: 12.05.2019,
Autor: onizgor76, Źródło: Lol24
Jeszcze kilkanaście uderzeń wiosła i będę na miejscu. Płynąłem kajakiem spokojną rzeką, którą okrywał ciemny tunel drzew. Na początku czerwca Krutynia była jeszcze pusta. Przez cały dzień spotkałem tylko jedną grupę kajakarzy. Chyba był to jakiś firmowy wypad integracyjny, bo wszyscy mieli identyczne koszulki i częściej sięgali po puszki piwa, niż po wiosła. Płynąłem wolno i dałem się im wyprzedzić. Nie miałem ochoty słuchać ich pijackich wrzasków. Nie spieszyłem się. Liczyłem, że popołudniem wpłynę na jezioro Uplik, a przed wieczorem dotrę do pola namiotowego, w jakże romantycznie nazywającej się miejscowości Zgon. Ale pogoda pokrzyżowała moje plany. Około południa zaczęły nadciągać ciemne chmury, za którymi schowało się słońce. Kiedy wpłynąłem w Krutynię z jeziora Zdrużno usłyszałem grzmot nadciągającej burzy. Zdawałem sobie sprawę, że przy dużych falach nie da się przepłynąć jeziora. Dlatego miarowo wiosłowałem rozglądając się po brzegach i szukając miejsca na biwak. Było duszno. Pachniało miętą i rumiankiem. Pot ściekał mi po twarzy. Ptaki ucichły, za to komary cięły niemiłosiernie. Płynąłem miarowo machając wiosłem i patrzyłem na puste miejsce z przodu kajaka. Tam, gdzie zawsze siedziała Beata, był teraz mój worek żeglarski i namiot. Rozstaliśmy się z Beatą ponad pół roku temu. Pamiętam, że kiedy wczesną jesienią kupiłem ten kajak na jakiejś posezonowej wyprzedaży w jednym z marketów ze sprzętem sportowym, do razu zrzuciliśmy go na Wisłę i popłynęli do Młocin. Potem, gdy ...
... za oknami była jesienna słota, wieczorami wyciągaliśmy mapy i przewodniki, żeby zaplanować trasę wiosennej włóczęgi. Ale potem przyszła zima. Kajak trafił do garażu, a ja rzuciłem się w wir roboty w firmie. Wracałem do domu coraz później i coraz bardziej wkurzony, bo niestety sprawy nie szły tak, jak bym sobie życzył. Oddalaliśmy się od siebie, coraz mniej ze sobą rozmawialiśmy, a ja – niestety – przynosiłem do domu swoje problemy z pracy. Coraz rzadziej się kochaliśmy. Nasze rozstanie było tak banalne, jak tylko można sobie wyobrazić. Kilka dni przed Sylwestrem urwałem się wcześniej z pracy. Chciałem zrobić Beacie niespodziankę i zabrać ją na jakieś zakupy. Wszedłem do mieszkania i usłyszałem jakieś dźwięki dochodzące z sypialni. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem nagą Beatę. Klęczała na czworakach, od tyłu ujeżdżał ją jakiś chłopak, a ona jęczała z rozkoszy. Odwróciła się w moją stronę i zobaczyłem zdziwienie i przerażenie w jej oczach. Wyszedłem bez słowa.
Następnego dnia wróciłem do mieszkania, spakowałem swoje rzeczy, klucz do mieszkania wrzuciłem do skrzynki na listy. Potem dzwoniła do mnie kilka razy, ale nie odbierałem. W końcu zmieniłem numer telefonu. Przez kilka dni pomieszkiwałem u kolegi z pracy. Potem znalazłem z ogłoszenia niedrogie mieszkanie na blokowisku w Otwocku.
Kiedy przyszedł maj stwierdziłem, że bez sensu, abym siedział w weekendy w pustym mieszkaniu. Niespecjalnie miałem ochotę na imprezy ze znajomymi, którzy pewnie pytaliby dlaczego rozstałem się z ...