1. Dawna znajoma II


    Data: 14.05.2019, Autor: Marcin1454, Źródło: Lol24

    Od pamiętnego wieczora minął tydzień. Przez ten cały czas myślałem o tym, co się wydarzyło. Nie mogłem spać, nie miałem apetytu. Nie, to nie były wyrzuty sumienia. To jakiś demon obudził się we mnie i krzyczał: "Ja chcę jeszcze! I to natychmiast!”. Rzecz jasna wziąłem od niej numer telefonu, więc ciągle pisaliśmy. Oczywiście nie wracaliśmy do tematu tabu. Umówiliśmy się na kosza. Dzisiaj o 16. Założyłem przewiewną podkoszulkę, która nie krępowała ruchów i krótkie spodenki. Wziąłem z domu piłkę i skierowałem się w stronę boiska. Byłem kilka minut wcześniej. Lubię punktualność i oczekuję jej też od innych. Matyldy jeszcze nie było, więc nie marnując czasu zacząłem rzucać do kosza. Uwielbiałem to. Czasami późnym wieczorem, kiedy było już ciemno wychodziłem z domu i grałem. Najpierw rzuty za dwa punkty, tak dla rozgrzewki. Jeden po drugim wchodzą jak w masło. Gdy już po kilku minutach się rozgrzałem przeszedłem do kolejnej linii. Zanim wykonałem kolejny ruch spojrzałem na zegarek – siedem po. Czekam do piętnaście, jak nie przyjdzie, to jej sprawa. Rzucam. Pudło. Podbiegam do odbijającej się od tartanu piłki, łapię, odwracam się. Jest. Przyszła. Wyglądała przepięknie. Z dwóch białych tenisówek wystawiały gładkie, seksowne łydki. Szczupłe uda, których tylko kilka centymetrów było zakryte przez sportowe spodenki przyciągały wzrok z taką samą siłą, jak piersi przykryte przez materiał białej, skąpej bluzeczki odsłaniającej ramiona. Włosy miała spięte w zwyczajny koński ogon, ale to ...
    ... tylko dodawało jej uroku. Podszedłem do niej i przywitałem się standardowym buziakiem w policzek. Nie chciałem się nachalnie pchać od razu z jęzorem do jej gardła. Przynajmniej nie teraz.
    
    - Muszę Ci coś powiedzieć – wyznała. Zacząłem się troszeczkę obawiać, gdyż takie zdania zwykle nie wróżą nic dobrego.
    
    - Co takiego?
    
    - Nie umiem grać w koszykówkę.
    
    Na mojej twarzy pojawił się niegrzeczny uśmieszek.
    
    - Nauczę Cię. Chodź.
    
    Złapałem ją za rękę i podeszliśmy do kosza. Mówiłem jej jak ma trzymać piłkę i jak rzucać cały czas oczywiście dotykając ją bardziej, niż było potrzeba. Po kilku udanych rzutach zaproponowałem grę do jednego kosza. Szybko się okazało, że oszukała mnie w sprawie swojej nieumiejętności gry. Szło jej lepiej niż się spodziewałem. Dawałem jej lekkie fory, gdyż wygrana ani remis w tym konkretnym przypadku mnie nie satysfakcjonowały. Już miała wykonać rzut decydujący o jej zwycięstwie, gdy klepnąłem ją w tyłek.
    
    - Ej! Przez Ciebie nie trafiłam! – krzyknęła z udawanym oburzeniem.
    
    - Już nie zwalaj tego na mnie. – odpowiedziałem z nieukrywaną satysfakcją.
    
    - Gramy jeszcze raz. Tym razem uczciwie. – powiedziała, jednakże gdy wymawiała ostatnie słowo w jej oczach pojawił się blask, który już kiedyś widziałem. Tym razem dawała z siebie wszystko. Ja również. Szybko się zmachaliśmy uzyskując remisowy wynik. Pod wpływem przyśpieszonego oddechu jej piersi falowały pod bluzką. Nie powiem, był to całkiem przyjemny widok.
    
    - Zgłodniałam. Chodźmy do Ciebie, ...
«1234»