Bonus do marzeń
Data: 26.05.2019,
Kategorie:
Nastolatki
Autor: Woj, Źródło: Fikumiku
Po 89 r kilka razy próbowałem brać w swoje ręce swój los, byłem nawet radnym 1 kadencji w jednej z najbogatszych gmin, ale i tu jak i w całym kraju działały mechanizmy nie mające nic wspólnego z wolnością gospodarczą. Musiałbym wchodzić w układy i opłacać cwaniaków zasiadających we władzach. W 95 r wyjechałem do Austrii by po 9 mies. osiąść w Stanach. Tam w Toledo 90km od Ditroid po ok. roku założyłem własny warsztat samochodowy. Szło mi całkiem dobrze i po roku zatrudniałem już trzech mechaników, a po następnym sześciu w tym dwóch Polaków. Oprócz bieżących napraw i serwisu wraz z sąsiadem otworzyliśmy najpierw sklep, a potem hurtownie części. Interes kwitł przynosząc godziwe zarobki. Szybko też zwietrzyliśmy trend na odnawianie lub odbudowę starych oldtimerów jak i youngtimerów. Części było pod dostatkiem, a i klientów na ten rodzaj usług przybywało. Te pojazdy mają duszę. Sam zresztą miałem marzenie jeszcze z dzieciństwa, by posiadać taki wóz. Ale to musiał być dokładnie taki jakim miałem okazję jechać w wieku 12 lat w Polsce. To był Ford Mustang rocznik 65 z rzędową szóstką i w manualu. Takim bowiem przewiózł mnie w 66 roku wuj koleżanki mojej siostry. Po wielu latach pracy w Stanach postanowił wieść życie emeryta dolarowego w kraju przodków i sprowadził sobie taką furkę jako mienie przesiedleńcze. Teraz moje marzenie z dziecięcych lat nabierało konkretnego kształtu. Ale okazało się że to nie takie proste. Bo takich egzemplarzy prawie nie było, albo były to kompletne ...
... wraki. Cierpliwość jest cnotą, która w najmniej oczekiwanym momencie wynagradza, a jeszcze daje bonusy. Jadąc nad Niagarę złapałem panę i kiedy wymieniłem koło, poszedłem do najbliższego domu umyć ręce. Natrafiłem na starszego pana, który widząc mojego Falkona wdał się w pogawędkę. Okazało się że u niego w garażu stoi mój wymarzony egzemplarz - dokładnie to czego szukałem i to w bdb. stanie. Początkowo ani myślał o sprzedaniu - gdyż przeznaczył go dla swojego wnuka, ale gdy okazało się że ten wyemigrował do Wietnamu i tam zajął się narkotykami wydziedziczył Go i po solennych zapewnieniach, że będę o niego dbał i nie sprzedam go- zgodził się. Nawet cena była bardziej symboliczna niż rzeczywista, a to dlatego, że powiedziałem mu iż jak go już wypieszczę to chcę odbyć nim podróż marzeń - całą drogę Route 66. Wtedy okazało się że oni - tzn. właściciel wraz z żoną tym samochodem taką podróż odbyli. Musiałem przyrzec że będę przysyłał mu zdjęcia i relacje z mojej podróży. Po dwóch tyg. Mustang stał w moim warsztacie. Drobne naprawy blacharskie, wymiany części i opon , a na koniec nowy, ale oryginalny czerwony lakier, odświeżenie skórzanej czarnej tapicerki i gotowe !. Właściwie najwięcej pracy było przy wymianie uszczelek ukł. klimatyzacji, bo nie był już dostępny stary czynnik. Po miesiącu zabiegów Mustang był jak nowy i gotowy do podróży marzeń drogą „ Route 66”. Był maj i za dwa tygodnie wyruszałem w liczącą 4 tys km trasę z Chicago do Santa Monica i powrotną kolejne 4 tys. km. By ...