1. Wieloaktowa sztuka


    Data: 08.08.2019, Kategorie: Klasycznie Autor: anonim, Źródło: Fikumiku

    ... zamkniętymi drzwia­mi. Zdjęcie bluzki było sprawą jednej sekundy. Równie dobrze poszło z biustonoszem. Oczom Krzysztofa ukazały się smagłe, doskonale kształtne półkule ze sterczącymi trochę na boki sutkami. Krzysztof natychmiast przyssał się do nich wyschniętymi z wrażenia ustami, natomiast jego ręce opadły na biodra i pośladki dziewczyny Nie można powiedzieć, że się broniła. Wprost przeciwnie, pomogła mu w uporaniu się z nieposłusznym suwakiem przy spódnicy. Majtki zdjęły się jakoś same. Kobieta nie powinna być doskonała. Tymczasem to, co się ukazało oczom Krzysztofa było właśnie doskonałe. Szczupłe biodra, ciemny, foremny trójkącik... Wrażenia dotykowe również doskonałość potwierdzały: pupa była kształtna i jędrna, a szparka między nogami gorąca i wilgotna. I pewnie ten bezmiar doskonałości sparaliżował Krzysztofa. Zupa - że tak się wyrazimy - była na talerzu ale brakowało łyżki. - Poszukamy ptaszka - powiedziała zniecierpliwiona Małgosia, manipulując przy jego spodniach. - O, jaka mała ta ptaszyna, jaka malutka... Trzeba uczciwie przyznać, że jakiś czas wprawnie starała się, aby ptaszek rozwinął skrzydła do lotu. Rączki miała zręczne i usta gorące, ale ptaszek w dalszym ciągu wyglądał tak, jakby się nażarł pszenicy z trutką. Po prostu - zdechł pies. Małgosia poruszyła wzgardliwie pupką, potem ramionami, a potem szybciutko się ubrała. - Otwórz drzwi, impotencie - powiedziała zgrzytliwie. I wyszła. Krzysztof pomyślał, że powinien się natychmiast zabić. Ale akurat pod ręką ...
    ... nie było stosownego narzędzia. Wybrał więc śmierć powolniejszą. Kiedy wrócił na salę, okazało się, że ten rodzaj śmierci preferowali też inni. Bardzo aktywnie do nich dołączył, tam bardziej że Małgosia ulotniła się z zastępcą szefa marketingu. - Panie Krzysiu, niech pan tyle nie pije... Zaszkodzi to panu... - usłyszał w pewnym momencie błagalny głosik. Obok stała Kasia i patrzyła na niego rozmodlonym wzrokiem. - A niech zaszkodzi! Mnie jest wszystko jedno! Potem zaczęło go otaczać coś w rodzaju waty. Wata stawała się coraz gęstsza i bielsza. Wyłonił się z mej koń. Koń jedną ręką wziął go na swój grzbiet drugą ręką podtrzymał, żeby Krzysztof z jego grzbietu nie spadł. Następnie odbił się czterema kopytami od ziemi i poszybował w przestrzeń. Kiedy po jakimś czasie ocknął się, leżał na niskim tapczanie, a przez okna wlewało się falą sier­pniowe, poranne słońce. - Rany boskie, gdzie ja jestem? - zadał sobie paniczne pytanie patrząc w nie znany mu sufit. I z trudem odwrócił głowę w prawą stronę. Z tej strony przykryta rożkiem prześcieradła leżała tyłem do niego kobieta. Jej plecy, talia i tyłeczek przypominały wiolonczelę skonstruowaną przez starego mistrza. To wszystko było idealnie piękne i nieodparcie pociągające. Ale Krzysztof przypomniał sobie wczorajszą klęskę i z niepokojem popatrzył po sobie. Ptaszek? Gdzie tam ptaszek! To byt ptak. A nawet ptaszysko! Z właściwą sobie delikatnością, żeby nie przerywać snu tajemniczej nieznajomej, wszedł w nią od tyłu. Jęknęła, ale nie było w ...