1. Piątkowa tradycja


    Data: 22.08.2019, Autor: Lood, Źródło: Lol24

    Od jakiegoś czasu ciotka często zostawiała nas same w domu. Jeździła do naszej babci pod Ostrołęką. Nie chciała nas ze sobą zabierać, by oszczędzić nam, jak to mówiła, niepotrzebnych obrazków. Wiedziałyśmy tylko tyle, że babcia jest obłożnie chora i wymaga ciągłej opieki. Ciotka jeździła więc w każdy piątek po pracy i wracała do Warszawy dopiero w poniedziałek rano, prosto do pracy. My przez ten czas miałyśmy jej mieszkanie całkowicie dla siebie. Zostawiała nam jedzenie przygotowane we czwartek. Było tak zrobione, byśmy sobie je tylko odgrzewały na kuchence. Na stole w kuchni leżała kartka z listą zakupów i pieniądze. Oprócz sprawunków miałyśmy posprzątać mieszkanie.
    
    Nie udało się ciotce życie osobiste. W pewnym momencie sprawy potoczyły się nagle i musiała dokonać wyboru. Przygarnęła nas pod swój dach. Poświęciła się nam całkowicie rezygnując z ponownego układania sobie życia. Poza nami, bratem alkoholikiem i swoją matką nie miała już nikogo bliskiego.
    
    Moja młodsza siostra miała specyficzny stosunek do ciotki. Z jednej strony była jej wdzięczna, że przygarnęła nas do siebie po śmierci naszej mamy, ale z drugiej, ciotka wzbudzała w niej ciągły śmiech. Nie umiała tego wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Po prostu. Śmieszna i już. Często naśladowała jej ruchy, zachowania. Co rusz mówiła jej słowami. Mnie z kolei bawiła radość siostry. Wiedziała o tym i jeszcze bardziej się nakręcała. Rozumiałam ją bez słów.
    
    Nasz dom miał swoje ustalone rytmy. Życie z ciotką było ...
    ... poukładane i przewidywalne. Każda rzecz posiadała w mieszkaniu swoje miejsce. Rutyna dzienna była przestrzegana prawie z wojskową dyscypliną. Ciotka pielęgnowała swoje własne rytuały. Jeden z nich był dość osobliwy i w pewnym sensie intymny. Pewnie dla osób postronnych wydawać mógłby się dziwny, dla nas jednak był całkowicie naturalny. Od kiedy pamiętamy z siostrą, zawsze był, więc wrósł w krajobraz naszej codzienności.
    
    W każdy piątek, po wieczornej toalecie ciotka wychodziła z łazienki, w częściowym negliżu. Miała na sobie jedynie krótką koszulkę i "kłapacze”. Tak na domowe pantofle ciotki zaczęła mówić moja siostra. Wydawały taki śmieszny dźwięk jak ciotka w nich chodziła. Kłap, kłap, kłap... "Kłapacze” były czerwone, na średniej wysokości koturnie, odkrywające pięty, obszyte złotą tasiemką wokół podeszwy i ze sztucznym futerkiem nad palcami. Ciotka zakładała je tylko w piątki wieczorami, gdy miała na sobie jedynie górę. Nigdy nie chciała nam powiedzieć dlaczego zakłada te buty. Na pewno były dla niej bardzo cenne, bo zawsze wyczyszczone chowała do tekturowego pudełka i umieszczała je na dnie szafy w przedpokoju. Jeśli chodzi o paradowanie z gołą pupą, to mówiła, że raz w tygodniu trzeba przewietrzyć kobiece strefy. Tak dla higieny i zdrowotności. Gdy raz zapytałam ją dlaczego, opowiedziała mi, że dawno temu zaraziła się trudną do wyleczenia chorobą bakteryjną — tak zwane sprawy kobiece — i jedną z form terapii leczniczej, jaką zaleciła jej wtedy znana warszawska lekarka, ...
«123»