Deja wu
Data: 31.08.2019,
Kategorie:
Dojrzałe
Autor: woy, Źródło: Fikumiku
Cześć usłyszałem w słuchawce głos – początkowo nie mogłem go skojarzyć, a nie spojrzałem na wyświetlacz – dopiero po chwili zorientowałem się, że to moja kuzynka Hany. Co u Ciebie? Spytała zdawkowo , by po chwili wyjawić mi z czym dzwoni. Otóż okazało się że wyjeżdżają z mężem na narty do Włoch i chcieli pożyczyć box , bo ich sąsiad od którego zawsze brali ( zdaje się że był ich wspólny) też w tym czasie jedzie poszaleć na deskach. Nie ma sprawy – już wam zazdroszczę odparłem. Z Hany miałem zawsze dobry kontakt, a przed laty – to było za studenckich czasów- połączył nas krótki namiętny romans. Teraz była już babcią, ale pozostawała nadal atrakcyjną, dojrzałą kobietą. Jesteśmy rówieśnikami – ja prowadzę hurtownię środków technicznych, a ona wciąż uczy WF-u i dlatego ma świetną figurę i kondycję. Mieszkamy blisko siebie, ale dwujezdniowa droga z ekranami skutecznie nas izoluje . Spotykamy się rzadko, tylko z racji rodzinnych uroczystości lub u wspólnych znajomych. Stąd też wiedzieli, że w tym roku już byliśmy w Schladming spłaszczając nieco miejscowe stoki. Umówiłem się, że Kaziu – jej mąż wpadnie po box i go zamontujemy. Wyjeżdżali w poniedziałek , więc w piątek zamontowaliśmy go, a potem długo gadaliśmy – Kaziu namawiał nas na narty we Włoszech. My dotychczas jeździliśmy do Czech, Austrii lub Niemiec. Zresztą nie bardzo mogliśmy – syn miał zaległe kolokwium, żona w szkole, a ja akurat miałem wyjazd. No chyba że na 4-5 dni, ale w tym czasie to Wy będziecie już wracać!. Pokusa ...
... była jednak ogromna. W niedzielę okazało się, że mógłbym dolecieć do Mediolanu, a miejsce w pensjonacie też się znajdzie!. Zapakowali mój sprzęt bym nie musiał go targać – najwyżej się przewietrzy. Tydzień później wylądowałem z neseserem na lotnisku koło Mediolanu. Autobusem szybko dotarłem do Santa Maria Maggiore i odnalazłem pensjonat w którym mieszkali. Na miejscu okazało się że pokój, który miałem zarezerwowany, jest już zajęty, a inne są niedostępne przez najbliższe dni , bo odbywają się jakieś uroczystości religijne. Ładny klops. Jedyne dostępne było w apartamencie za 160 E za dobę!!!. Kaziu był sprawcą całego tego zamieszania, bo mimo znajomości włoskiego – tak się dogadał z właścicielem!. W koncu stanęło na tym iż będę mieszkał z nimi, a spał na materacu. Właściciel czuł się współwinny i za mój pobyt nie wziął ani lira!. Było to trochę krępujące, ale prawie całe dni spędzaliśmy na stoku, a wieczory w knajpkach lub saloniku, gdzie gospodarz lub Kaziu zabawiali towarzystwo. Kaziu był w tym nieoceniony (p. prof. wykładowca wielu uczelni – biegle władający 6-cioma językami) służąc nam za tłumacza. Pierwszej nocy, po emocjach związanych z zakwaterowaniem, zmianą klimatu i kilkoma zjazdami zasnąłem snem kamiennym. Gorzej było kolejnej, gdyż zbudziły mnie jakieś szepty, później westchnienia, ciche postękiwania, jednostajne poskrzypywanie łóżka, aż w końcu chichot świadczący o jej spełnieniu. Nie mogłem usnąć, a wyobraźnia podsuwała mi coraz to nowe obrazy tego, czego byłem ...