1. Piesn Venuah


    Data: 30.07.2020, Kategorie: Fantazja Autor: starski, Źródło: SexOpowiadania

    Mknęli przez las co sił w kopytach. Zefir pomimo swej potężnej budowy przemykał między drzewami ze zręcznością jelenia. Linda uczepiona jego śnieżnobiałej grzywy nie musiała go nawet popędzać. Rozumieli się w lot.
    
    W tej części puszczy nie istniały gościńce czy trakty i kierowali się jedynie słońcem i własnym przeczuciem. Zefir przeskoczył powalony dąb nie zwalniając niemal tępa. Nagle targnął łbem. Linda poczuła to również. Orki. Odór był świeży i nabierał mocy z każdym susem. Zanim podjęła jakąkolwiek decyzję wyskoczyli na przestronną polanę. Już na pierwszy rzut oka można było zrozumieć, że był to regularny obóz z namiotami, pałatkami i całym goblińskim majdanem. Linda i Zefir pojawili się tak nagle, że jedyną reakcją gromadki stojących na ich drodze orków było rozdziawienie pysków.
    
    Elfica wychyliła się i sztyletem chlasnęła gębę pierwszego z nich. Nie było na co czekać.
    
    Wiedziała, że nie jest w stanie stawić czoła im wszystkim, ale postanowiła usiec ile tylko się da. Zefir zwinnym susem przefrunął ponad stertą beczek i wylądował na szaroskórym goblinie. Parsknął tylko z zadowoleniem i zaraz skoczył w bok. Linda ze zwinnością swej rasy sięgnęła po zakrzywioną szablę powalonego i wrzasnęła śpiewnie wywijając orężem nad głową. Co bliższe orki przygięły się do ziemi bo głos elficy zasiał dziki lęk w ich sercach. Jeden, któremu starczyło odwagi dostał szablą między oczy. Przemknęli przez polanę. W obozie za nimi zawrzało od wrzasków paniki i szczeków.
    
    Mogła ...
    ... poprowadzić rumaka w las i uciec. Nie była w stanie stawić czoła całej watasze regularnego goblińskiego wojska. Mimo to zatoczyła łuk i najechała ponownie. Cięła szarą gębę na wprost. Zefir stratował kolejnego. Skoczyli ponad namiotem z brudnego brezentu rozrzucając szpaler włóczni na stojakach. Biła na prawo i lewo przerażone goblińskie głowy i karki. Lżyła im w elfiej mowie, a to działało na nich równie skutecznie co razy. Zefir to gnał, to tańczył w miejscu parskając. Górowali nad brunatnym motłochem jak błyskawica nad sadzawką. Koń spinał się na tylne nogi, a Linda siekła każdego będącego w jej zasięgu orka z dziką zręcznością.
    
    Ujrzała go kątem oka i od razu zrozumiała, że jest ich wodzem. Znacznie większy od pozostałych i odziany w brudno purpurowe łachmany przetykane to tu to tam kolczugą. Stał w miejscu i czekał na nią. Obok siedział potężny dzik, zapewne jego rumak. W jej sercu zapłonął ogień. Zefir zawrócił w miejscu bryzgając darnią. Ruszył prosto na orka. Nie nabrał jeszcze pełnego pędu gdy dowódca gobliński wyrwał dłoń zza pazuchy i cisnął czymś w ich kierunku. Zagrzmiało Zefirowi we łbie. Wydawało mu się że biegnie, lecz zamiast tego zarył pyskiem w błoto i ogarnęła go ciemność.
    
    - Bardzo mi przykro. Naprawdę. Moje przeprosiny nigdy nie będą dostateczne. Rozumiem to i dlatego jest mi naprawdę, ale to naprawdę przykro. Linda siedziała na siedzisku zrobionym z przeciętej beczki w namiocie generała Knuta. Ork patrzył na nią krzywo, czy może to jej wydawało się że tak ...
«1234...7»