Thin line between
Data: 08.07.2018,
Autor: kejtidzi666, Źródło: Lol24
Kiedy ta historia się wydarzyła, miałam 25 lat. Pracowałam wówczas w sklepie potocznie nazywanym "Trafiką". Papierosy, tytonie, akcesoria, fajki wodne itp. Robota jak każda inna, po jakimś czasie zaczęło mi się w niej nudzić. Pracy jako takiej nie było dużo, chyba, że w dzień dostawy towaru, wtedy dosłownie modliłam się o koniec zmiany i upragniony odpoczynek. Dni zlewały się ze sobą. Stali klienci z którymi w większości byłam na ty, przychodzili, czasem zamienili słowo, ale bez jakiegoś spoufalania się. W końcu jednak nadszedł dzień, kiedy szef oznajmił iż zmienimy delikatnie ofertę i wprowadzi do obiegu liquidy do e-papierosów. No dobra, jak mus to mus. Roboty co niemiara, różne smaki, moce, pojemności, no istny raj dla e-palaczy. Okazuje się, że nie tylko ja tak myślałam. Po ok. tygodniu od wprowadzenia specyfików do oferty sklepu, klientela powiększyła mi się o jakieś 90%. W większości były to jednak dzieciaki w wieku 15-20 lat, gdyż wtedy jeszcze ustawa nie regulowała co komu można sprzedawać. Nie ukrywam, miło było wreszcie obsługiwać ludzi, którym bliżej było do mnie a nie do moich rodziców. W większości byli to chłopcy, dziewczyny, kobiety również, ale rzadziej. Po jakimś czasie zaczęłam już łapać kto jakie liquidy kupuje i mniej więcej jak często, z niektórymi z tych chłopaków zdążyłam już skrócić dystans i przejść na mówienie sobie po imieniu. Mnie taki stan rzeczy odpowiadał, a oni widocznie czuli się tacy "ważni", że mają "swój sklep". Było kilku z tych ...
... chłopaków, którzy przychodzili średnio raz, dwa razy w tygodniu. Wśród nich ON. Szymon- jak się później okazało. Nie wiem co mnie w nim tak pociągało, czy intrygowało, ale nie zmienia faktu, że tak było. Od zawsze miałam jakąś słabość do młodszych chłopaków. Szacowałam, że jest młodszy o jakieś 5-6 lat, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Przecież nie szukałam faceta. Przychodził zazwyczaj z jednym bądź dwoma kumplami, nie zawsze coś kupował. Czasami uśmiechał się tylko tymi swoimi oczkami i wychodził nie zamieniwszy ze mną ani słowa. Oczywiście, zawsze było "dzień dobry " i " do widzenia". Któregoś razu, kiedy już zdążyłam zwrócić na niego uwagę i dodać go do mojej kolekcji "ulubionych klientów", przyszedł sam. Jak zawsze rozpromieniłam się na jego widok, dość długo nie przychodził więc powoli traciłam nadzieje, że jeszcze kiedyś zobaczę te jego cudne oczka. Nie wiele wyższy ode mnie, ale hej, może jeszcze rośnie, jeśli wiecie co mam na myśli. Od razu zauważyłam w sobie i swoich reakcjach jakąś zmianę. Już nie potrafiłam luźno spojrzeć mu w oczy bez oblewania się szkarłatem. Oho czyli mnie wzięło. No nic. Obsłużyłam go jak zawsze, starając się nie dać mu poznać, jak bardzo spięta jestem i jak na mnie działa. O ile pamiętam chyba drżał mi głos, ale mam nadzieję, że nie zwrócił na to uwagi.
Spojrzał na mnie i zapytał o coś związanego z paleniem, a ja odpowiedziałam jak mi się wydaje w żartobliwy sposób. Uśmiechnął się i już go nie było, ale wypowiedziane na koniec "do widzenia" ...