Poradnik prawidłowego rozwiązywania sporów
Data: 17.07.2018,
Autor: EduardTomson, Źródło: Lol24
Pokłóciliśmy się właściwie sam nie wiem o co. Od słowa do słowa rosła w nas agresja, a wyrzucane słowa coraz to ostrzej przecinały gęste powietrze w kuchni.
- Może ty jesteś taki święty? Jak przeszkadza ci bałagan w kuchni, to posprzątaj. Ja nie miałam na to czasu! – Krzyczała w amoku moja Ania, przeistaczając się z pięknej kobiety w agresywną, dziką babę.
Jej szeroko rozpostarte źrenice kłuły mnie jak spiczaste sztylety nawet wtedy, gdy nie wykrzykiwała kolejnych cierpkich słów.
- Prosiłem cię o to już tyle razy, że nawet idiota by zapamiętał!
- Ja jestem idiotką? Zastanów się lepiej, co mówisz! Czepiasz się mnie o byle co!
- To byle co zdarza się często, nagminnie i niemiłosiernie upierdliwie. Sprzątam po sobie w kuchni i wymagam od ciebie tego samego!
- Ale nie miałam czasu! Spóźniłabym się na autobus!
Wiedziałem, że dalsza rozmowa nie miała sensu. Każde z nas przeciągało na swoją stronę linę z niewidzialną podziałką i nie sposób było ocenić, dokąd zmierzamy.
- Wiesz, że tego nie znoszę. Mówiłem wielokrotnie – wycedziłem dobitnie, ważąc powoli każde słowo.
- Nie masz się do czego przyczepić! Taki jest twój problem! – Wykrzyczała z trochę mniejszą złością.
Wylała wiadro benzyny na buchający ogniem stos. Wściekłem się, bo swoimi słowami wciąż podkreślała brak szacunku do mojej osoby. Szacunku, na który w pełni zasługiwałem, zresztą nie tylko we własnej ocenie. "Mój problem?”. Mój PIERDOLONY problem, którego ona nie chce zauważyć. Jak może być ...
... inaczej? Tyle razy powtarzałem i prosiłem, a awantura o bałagan w kuchni nie była pierwszą. Wściekłem się na serio.
- Nie chcesz mnie zrozumieć! – Wrzasnąłem. – I nie traktujesz mnie poważnie!
Odwróciłem się na pięcie i zdjąłem kurtkę z mosiężnego wieszaka. Ania stała w wejściu do kuchni, oświetlona od tyłu promieniami wdzierającego się przez duże okno słońca. Narzuciłem na siebie okrycie i podniosłem z szafki paczkę papierosów. Rzuciłem okiem na jej zawartość, po czym wsunąłem do kieszeni kurtki.
- Gdzie idziesz?! –zapytała złośliwie.
- Muszę się napić. – Powiedziałem cicho bez emocji.
- Idź. Może znajdziesz sobie jakąś lepszą! – Wrzasnęła tupiąc przy tym nogą.
- A żebyś wiedziała, że znajdę! Sama się znajdzie, jeśli będziesz się tak zachowywać! – Wykrzyczałem przez ściśnięte złością gardło.
- Z syfem albo innym dziadostwem! Zobaczysz, wszędzie same szmaty! – Wycedziła z udawanym uśmiechem i stała tak, patrząc na mnie. Przechyliła głowę na bok, jakby z satysfakcją, a ręce splotła na piersi, wciskając dłonie pod pachy. Wyglądała teraz jak prawdziwa jędza.
Spojrzałem na nią smutno ostatni raz i zamknąłem za sobą drzwi. Szybko zbiegłem dwa piętra niżej i opuściłem klatkę schodową. Dopiero tam, na dole, zawiązałem sznurowadła brązowych, niskich butów i uświadomiłem sobie, jak bardzo są brudne. Zapaliłem papierosa i zaciągnąłem się nim ciężko. Dym przyjemnie wgryzł się w zdarte od krzyku gardło z którego czułem krwawy, metaliczny posmak w ustach. Wziąłem ...