1. Lekcja


    Data: 03.08.2018, Autor: batavia, Źródło: Lol24

    ... barwę. Złocisty szal liści otulał fundamenty budowli, drżąc i szeleszcząc w wirującym powietrzu. Widać było, że stacja czasy świetności miała dawno za sobą. Pustka wokoło i tylko powietrze rozedrgane od jesiennego ciepła. Żadnych ludzi, innych zabudowań. Szum, turkot toczącej się butelki, przesuwanej wiatrem po krótkim peronie. Okno co jakiś czas ze zgrzytem otwierane podmuchami. Na zmurszałych drzwiach rdzewiejące kłódki. Kilka samotnych, usychających drzew. Miał wrażenie, jakby dotarł na koniec świata.
    
    Nikt więcej nie opuścił składu. Nie zdziwił go specjalnie ten fakt, przecież parę kilometrów dalej zaczynał się las i tylko las. Jedynie myśliwi i zbieracze owoców runa leśnego mieliby tutaj czego szukać. Rezygnowali jednak. To pierwszy i ostatni pociąg, który docierał do tego zapomnianego przez ludzi miejsca. Wracać można było dopiero nazajutrz, o tej samej porze. Rozejrzał się. Dostrzegł tablicę z nazwą stacji, zniszczoną wiatrem i deszczem tak, że z napisu zostały tylko pojedyncze litery. Próbował odczytać i poskładać je w całość, ale nie pasowały do nazwy, którą pamiętał.
    
    Powietrze było rześkie. Dawało się wyczuć zapach odległego boru. Dochodziło południe, a on miał jeszcze szmat drogi do przebycia.
    
    – Masz przyjść. — Niczym echo powracało wspomnienie wezwania.
    
    Zebrał siły i ruszył lekko zgarbiony najpierw polną drogą, później ścieżką, która znikała w morzu spłowiałych traw. Okolica była pagórkowata, gdzieniegdzie rosły ubrane w jesienną szatę kępy krzewów. ...
    ... Pod nimi rozpościerały się kobierce utkane z wrzośców ciemnofioletowej barwy. Na szczęście znał kierunek, za drogowskazy wystarczyły kamienie oraz samotne, stare drzewa. Słońce przypiekało mocno, jakby na przekór porze roku. Do butów dostał się piasek, uwierał. Zatrzymał się i usiadł na przydrożnym kamieniu. Wytrzepał go i ruszył dalej.
    
    – Czy miała rację? – Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie nawet sobie samemu.
    
    Ubranie lepiło się od potu. Zmęczony przystanął. Dał obolałym nogom chwilę wytchnienia. Dopiero teraz w całej pełni odczuł siłę wiatru na twarzy, usłyszał szum bliskiego lasu, śpiew ptaków. Przycupnął pod drzewem. Przed nim, już w niedużej odległości, piętrzyła się ściana ciemnej zieleni przechodzącej w zacienionych miejscach w głęboką czerń. Z tej odległości wydawała się nieprzenikniona.
    
    Mimo woli wracały wspomnienia. Znów widział ją pełną radości, tańczącą w rytm muzyki kobzy. Rozpromieniona twarz. Suknia wirowała wokoło niczym tęcza, a ona płakała ze śmiechu, długie rzęsy wilgotne były od łez. Usłyszał kiedyś z ust starego żeglarza, że na świecie są trzy ideały piękna: piękna kobieta w tańcu, koń pełnej krwi w galopie i fregata pod pełnymi żaglami. Tak, ona zdecydowanie była piękna… była zachwycająca!
    
    Na myśl, że wkrótce ją zobaczy, uśmiechnął się, jednak naraz twarz mu sposępniała i pobladła. W milczeniu powstał.
    
    Starł rękawem pot z czoła i ruszył dalej. Ten spacer nie był już na jego siły, coraz bardziej, pomimo przerw, odczuwał trudy wędrówki. ...
«1234...7»