Sarna
Data: 15.09.2018,
Autor: Micra21, Źródło: Lol24
... grom z jasnego nieba. Znam go już tyle lat... Jak ci już powiedziałam, utonęłam dziś w jego oczach. I to na dobre. A tam, na plaży, Robert powiedział, że jestem tą, na którą czekał, którą pokochał.
– Widzę, że mocno cię wzięło. – Kasia spoważniała.
– Wiesz, dotychczas nie myślałam o chłopakach, zdawałam maturę, egzaminy i całkiem nie tęskniłam za nimi. Teraz też myślę, że jest jeszcze za wcześnie, ale z drugiej strony, rzadko trafia się ktoś taki, co to nagle zbija cię z tropu, powoduje drżenie kolan...
Uznając rozmowę za zakończoną, wstała i poszła do kabiny po szkicownik i zaczęła rysować port ze stojącymi przy pomostach jachtami i motorówkami, pięknie oświetlonymi pomarańczowymi promieniami zachodzącego słońca. Mimo, że ołówek biegał po papierze, wiernie oddając widok przystani, myśli Moniki ciągle krążyły wokół tego, co wydarzyło się na plaży. Popatrzyła na kartkę i doszła do wniosku, że wystarczy, obrazek jest gotowy. Wzięła czysty arkusz i nakreśliła ludzką głowę, bezwiednie nadając jej rysy Roberta, takie jak zapamiętała w trakcie rozmowy na plaży. Z tego arkusza spoglądała na nią uśmiechnięta twarz młodego człowieka, z radosnymi oczami i delikatną bruzdą na czole.
– Ty chyba masz fotograficzną pamięć. – Z zadumy wyrwał ją głos należący do tegoż właśnie młodego człowieka.
– Nie patrz, to jeszcze nie skończone. – Niezadowolona zasłoniła portret ręką. Nie lubiła, gdy ktoś oglądał jej pracę w trakcie tworzenia.
– Proszę, pokaż mi. – Delikatnie odsunął ...
... jej dłoń.
W milczeniu przyglądał się twarzy, która widniała na szkicu. Objął ramię rysowniczki i przytulił jej głowę do policzka. „Jak mało o niej wiem, wyrosła na piękną dziewczynę. A przy tym bardzo uzdolnioną plastycznie” – myślał. – „Co siedzi w tej główce?”
Ten gest sprawił, że nie mogła się na niego pogniewać. Postanowiła zejść do portu na mały spacer.
– Przejdziesz się ze mną...? – nieśmiało zaprosiła Roberta.
– Z tobą zawsze – zgodził się z uśmiechem. – Pooglądamy jachty w porcie.
Złożyła przybory, zaniosła do kabiny. Naciągnęła bawełnianą koszulkę, z rozmysłem nie zakładając pod nią stanika. Razem zeskoczyli na pomost. Zapadał zmierzch i na zacumowanych łodziach zaczęły pojawiać się światła. Słyszeli odgłosy przytłumionych rozmów. Wąska uliczka poprowadziła ich nieco w górę i z tej perspektywy port wyglądał bajecznie – małe ogniki bulajów znaczyły miejsca postoju poszczególnych jednostek, równocześnie kreśląc mapę portu. W oddali widzieli kolorowe światła nawigacyjne pokazujące wejście za falochron. Po chwili wszystko znikło za wzgórzem, a po drugiej stronie zobaczyli teraz już szare morze, rozjaśnione resztkami promieni słońca, skrytego tuż za horyzontem. Uliczka kończyła się maleńkim placykiem na szczycie, a dalej, w dół, prowadziła wąska ścieżynka, wydeptana w suchej trawie. Panowała kompletna cisza. Tu nie dochodziły odgłosy portu i miasta, a morze, gładkie jak lustro, nie wydawało żadnego szumu. Znaleźli miejsce, w którym natura uformowała trawiaste ...