Uwodzicielka uczennica cz.2
Data: 29.09.2018,
Autor: Haunted, Źródło: Lol24
... tempie. Starał się odsuwać, nie chcąc się ocierać, by kobieta przed nim nie uznała go za zboczeńca. Wiadomo jednak, że autobusy w porannych godzinach lubią się spieszyć po staniu w korku i wtedy pasażerami rzuca jak ziemniakami. Oznacza to tylko mocne zbliżenia z kobiecymi pośladkami. Czuł się jak gnojek, ale jego seksualność mocno zaczęła go przewyższać. Wiedział, że albo musi ją wyżyć albo zgłosić się na jakąś terapię, co już na początku było straconą drogą wyjścia bo nie jest typem człowieka żalącym się jakiemuś idiocie o swoim życiu psychicznym.
Spojrzał na zegarek i stwierdził, że pora powrotu do domu. Czuł, że zrobił się głodny i myślał już tylko o zjedzeniu obiadu. Wracając autobusem trafił na wolne miejsca, co wykorzystał. Do przejechania miał spory kawałek drogi. Po usadzeniu swoich czterech liter przypomniał sobie o smsie, którego nadal nie odczytał. Wyjął telefon i wszedł w wiadomości. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Klara. Czego kurwa, pomyślał. Tuż po rozwodzie nawiązał z nią kontakt przez internet, a później spotkali się kilka razy u niego w mieszkaniu. Była nadal mężatką, co gorsze z zazdrosnym mężem. Jak raz go zobaczył szybko zerwał z nią kontakt. Facet ewidentnie był nieobliczalny. Miał problemy z głową. Nie chciał wchodzić w takie układy, choć trzeba przyznać, seks z Klarą był czymś znakomitym. Takich rzeczy jakie ona wyczyniała nie robił z żadną kobieta, a raczej jakich on nigdy nie doznał wcześniej na sobie. Treść wiadomości nie zszokował go ...
... zbytnio bo nie raz chciała się spotkać. Tym razem podobno rozstała się z mężem. Zastanowił się chwilę i odpisał jej, że zaprasza ją na wieczór do siebie. Niech kupi tylko wino, bo kolacje on zrobi. Przynajmniej pobzyka. Wysiadł na swoim przystanku i skierował się do sklepu po składniki do obiadu, a raczej kolacji. Wziął też coś na przekąszenie na teraz bo czuł coraz większy głód w żołądku. Otwierając drzwi do mieszkania zaczepiła go sąsiadka.
- Dobry sąsiedzie, słyszał pan, że Maliniakowa zmarła? Podobno udar. – Powiedziała. Mieszkanie odziedziczył lata temu po babci, sąsiadka więc traktuje go czasem jak syna. Gdy wyjeżdżał przychodziła podlać kwiatki, gdy chorował gotowała mu rosół, robił remont to sprzątała. Jednak czasami była tak wścibska, że uciekał przed nią by nie musieć odpowiadać na niewygodne pytania typu: kiedy znajdzie tą jedyną, albo kiedy spłodzi syna, no bo jak tak bez dzieci, przecież to brak męskości.
- Tak pani Reniu, czytałem nekrolog na dole. Ale i tak dożyła pięknego wieku. Muszę uciekać. – Starał szybko się wymigać od dalszej rozmowy, wiedząc że może nastąpić atak wścibskości z jej strony.
- Leć, leć Mikusiu. – Uśmiechnęła się i schowała do mieszkania. Nienawidził tego zdrobnienia. Kojarzyło mu się z małym dzieckiem. Jego imię nie miało z tym nic wspólnego, jednak ona wraz z jego nieżyjącą babcią właśnie tak go nazywały.
Po wejściu do mieszkania zdał sobie sprawę, że oprócz obiadu musi jeszcze posprzątać. Odkąd mieszka sam nie ma zbytnio kto zająć ...