1. Namiętne przeznaczenie


    Data: 05.10.2018, Autor: Dom, Źródło: Lol24

    Zapyziała polska plaża, tuż za cyplem, odgradzającym wielki świat od atrakcji rodzimych małych hotelików. Rozgrzane do granic możliwości słońce, palące wszystkie skostniałe, marne marzenia, tlące się wciąż w jego głowie. I ten cholerny zaśpiew porannych ptaków, ćwierkających z taką rozkoszą jakby życie nie niosło, żadnego większego zmartwienia. Spoglądając przez okno taniego, tandetnego pensjonatu, tuż przy plaży, starał się poukładać na powrót historię, która go tu przywiodła. Przymknął lekko oczy. Tak, widział dokładnie, postać, która sprawiła, że życie przestało promieniować dobrymi, ciepłymi emocjami. Słyszał trzask korporacyjnych drzwi, oznaczający nowe, wolne życie poza barierami skostniałych, tanich kompetencji. Po mimo wciąż urywanych wspomnień miał przeczucie, że ta historia jeszcze nie ma właściwego zakończenia. Po mimo wstrząsów jakie przyniosły ostatnie dni czuł, że wypływa z portu w poszukiwaniu nowych wyzwań, właściwych historii i zaskakujących zwrotów akcji. Takie podskórne pragnienie przyciągającej jak magnes przygody, dającej kopa i niebywały przypływ energii. Parszywe małe, słodkie ptaszyska wciąż kontynuowały zachwycający, cholerny koncert.
    
    Już dawno nie był miłym, sympatycznym facetem. Szybko wydoroślał przyjmując z pokorą tęgie lekcje życia. Z porażającą dokładnością potrafił oddawać ciosy zadawane przez przypadkowych przechodniów jego marnego istnienia, którzy niczego nie świadomi, spiskowali licząc na lichej jakości status społeczny. Nie zawracał ...
    ... sobie nimi głowy już od lat, jednocześnie, każdego koszmarnego dnia pielęgnował z nawiązką razy, które zbiegiem czasu coraz skuteczniej potrafił ripostować, bezbłędnie celując w zarozumiałe otchłanie ludzkiej pychy.
    
    Gęste powietrze zastygło, nadając kształt porannej, bezczelnie słonecznej chwili. Jeszcze moment i cały świat zacznie wirować w chorym rytmie tutejszej kakofonii. Wyszedł z pokoju kierując się do kuchni. Wielu przypadkowych gości, tego zapomnianego przez wszechświat miejsca, codziennie z uporem maniaka przygotowywało posiłki, w zgrabnie urządzonym, jak na niewysokie standardy, kuchennym aneksie. Wszyscy zbiegali się wchodząc sobie na głowę i przygotowując posiłki. Wszyscy na „hura”, wszyscy w jednym, czasie, tupiąc, rzężąc i przestępując z nogi na nogę. Przybysze, zajmujący przestrzeń ośmiu hotelowych, ciasnych pokoików. Tłoczących się w przymałym, agroturystycznym budynku, z marzeniami o lepszym życiu i mirażem tanich wspomnień. Wszyscy stłoczeni na małej przestrzeni cholernego, dusznego, pensjonatu. Przebywający w mieścince bez atrakcji, ze śmierdzącą plażą, w której woda obfitowała w zielone, stęchłe zakwity. Wakacyjne objawienie, z grupką małych krzyczących bachorów. Armia bezczelnych rozwydrzonych niewielkich potworów, od rana bombardujących wszelkie miejsca gdzie tylko dało się wcisnąć. Mały wakacyjny armagedon, stłoczony niebezpiecznie na przestrzeni kilkunastu dumnych, wiejskich metrów kwadratowych. Piekło wakacyjnych radości.
    
    Wstał i ruszył z miejsca. ...
«1234...7»