Nastolatki 40 lat temu... Obóz
Data: 08.11.2018,
Autor: Micra21, Źródło: Lol24
... siódmą, a klar wyjściowy na dziewiątą.
Sobotni poranek przywitał nas słońcem i ciszą. Nawet listek nie drgnął. Po śniadaniu szybkie składanie obozu i pakowanie łodzi, żeby zdążyć na dziewiątą. Na szczęście zaczęło wiać i zapowiadało się piękne żeglowanie. Czekał nas trudny rejs przez kanały na wiosłach z położonym masztem, zakupy w Mikołajkach i przepłynięcie największego mazurskiego jeziora – Śniardwy aż na jezioro Seksty, gdzie Jarek zaplanował kilkudniowe szkolenie w różnych warunkach. Po drodze kładzenie i stawianie masztu, wejście do portu w Mikołajkach, no i oczywiście różne manewry na wodzie, czyli normalne szkolenie praktyczne. Postój w porcie pozwolił na wysłanie pocztą wiadomości do rodzin i różne zakupy. Cały rejs minął spokojnie, chociaż momentami wiało mocno i to, jak mówią żeglarze, "w mordę”, więc balastowanie i praca żaglami dała nieźle popalić. To jest dopiero przyjemność! Przez cały czas ścigamy się ze wszystkimi. To takie nieoficjalne regaty, kto szybszy, kto lepiej wykorzystuje wiatr. Cztery omegi mają równe szanse, więc powinna wygrać lepsza załoga. Jeszcze nie umiemy za wiele, ale z każdą godziną, każdym zwrotem uczymy się. Najszybsza okazała się załoga nr 4 z czterema żeglarzami, kandydatami na sternika. Śniardwy przyjęły nas nieprzyjemną falą, co chwilę bryzgi wpadały do kokpitu, mocząc nam głowy. Na szczęście ciepła, słoneczna pogoda nie pozwalała zmarznąć. Tylko jedna osoba musiała ciągle wylewać wodę ze środka. Dopiero, jak schowaliśmy się za ...
... Szeroki Ostrów, tuż przed wejściem na jezioro Seksty fala zmalała i już spokojnie dobiliśmy do pięknej polany, która na najbliższe kilka dni miała stać się miejscem naszego zamieszkania. Brzeg był dość wysoki z ładnym, piaszczystym zejściem do wody. Dookoła lasy świerkowe z niewielką domieszką drzew liściastych. Miejsca wystarczyło na wszystkie namioty, a nawet można powiedzieć, że było dość luźno.
Dla nas znalazłem piękny kawałek trawy pomiędzy krzewami leszczyny, osłonięty od wiatru i zacieniony kępą drzew, na ledwo zauważalnym wzniesieniu, dzięki czemu nie groziło nam podmoczenie namiotu w razie deszczu. Dodatkowo mieliśmy blisko do wody. W kilkanaście minut stanął namiot i nasze rzeczy wylądowały w środku. W bezpośredniej bliskości stały jeszcze dwa namioty, jeden Ani i jej koleżanki, Agaty z wachty nr 4, a trochę dalej Krzysztofa, naszego sternika i jego kolegi z Krakowa, Janka, który miał załogę nr 4. Jarek z Ewą swój postawili z drugiej strony polany, żeby mieć na oku całe obozowisko i łódki. W sumie wystarczyło miejsca na wszystkie namioty i jeszcze, pośrodku, na ognisko. Dzisiejsza wachta dyżurna zabrała się za zbieranie chrustu i drewna na ognisko, i przygotowanie późnego obiadu. Ewa z Jarkiem zarządzili samą zupę z kiełbasą i chlebem. Wody nie brakowało, przecież jezioro mamy pod nosem. W tamtym czasie woda nadawała się jeszcze do picia. Po rozpakowaniu łódek szef obozu zarządził klar portowy. Polegało to na sprzątnięciu żagli i innego ruchomego osprzętu pod ...