Rodzinka na weselu, cz. 1 - Przed ślubem
Data: 10.12.2018,
Kategorie:
Rodzinka,
Autor: maras13, Źródło: Fikumiku
Nigdy nie przepadałem za rodzinnymi imprezami, które mają to do siebie, że są nudne jak flaki z olejem, a do tego zbierają się na nich osoby, których człowiek nawet porządnie nie zna. Nazywam się Wojtek Łobacz, mam 16 lat i – niestety – uczestnictwo w jednej z takich imprez stało się dla mnie koniecznością, gdy tylko gruchnęła wieść, że ciotka Emila wychodzi wreszcie za mąż. „Wreszcie”, bo miała już 31 lat i wszyscy od dawna gadali, że już najwyższa pora, aby znalazła sobie kogoś na stałe i się ustatkowała, a nie tak jak dotychczas – „trwoniła” życie na hulankach i zabawie. Mnie te sprawy prawdę mówiąc niewiele interesowały, bo ciotkę Emilę widziałem wcześniej może ze trzy, cztery razy w życiu, a to i tak będąc znacznie młodszym. Nie za bardzo pamiętałem nawet, jak dokładnie wygląda. Moi rodzice oświadczyli oczywiście, że musimy obowiązkowo pojawić się nie tylko na ślubie, ale i na weselu. Na samą myśl o długiej drodze do miejscowości rodzinnej mojej matki, niewielkiego Lisowa, na ceremonię, a następnie siedzeniu przez cały dzień i noc na marnym wiejskim weselisku byłem lekko podłamany. Ale wiedziałem, że nie ma szans, abym zdołał się z udziału w całej imprezie jakoś wymigać. Wyjazd był zatem dla mnie przykrym obowiązkiem. Ślub miał się odbyć w niedzielę o godzinie 13:00. Z naszego mieszkania w Szczecinie wyruszyliśmy już rano, bo ojciec obawiał się, czy jadąc prowincjonalnymi drogami damy radę dotrzeć na czas, wolał więc wyjechać odpowiednio wcześniej. Całą drogę z ...
... zażenowaniem myślałem o nadętych przywitaniach z rodziną i sztywnych pogawędkach przy stole, jakie zazwyczaj miały miejsce, ilekroć widywaliśmy się na urodzinach kogoś z wujostwa lub dziadków. Z tego, co było mi wiadomo, na ślubie obecna miała być przede wszystkim dosyć liczna rodzina mojej matki (będącej starszą siostrą panny młodej), tzn. Jarzębscy i ich powinowaci, a także jacyś pojedynczy znajomi cioci Emilii oraz trochę osób z Lisowca zaprzyjaźnionych z moim dziadkiem. Co do dziadka, Antoniego Jarzębskiego, to on właśnie organizował całą imprezę i pokrywał wszystkie koszty. Już wiele lat temu zapowiedział, iż jeśli jego najmłodsza, niepokorna córka wreszcie „sporządnieje” i postanowi wyjść za mąż, wówczas samodzielnie wszystko opłaci i zorganizuje. A cioci chyba i tak było wszystko jedno. Podczas jazdy samochodem, widząc w lusterku moją nadąsaną minę, ojciec odwrócił głowę i zapytał mnie: - Co jest, Wojtek? Nie cieszysz się, że będziesz mógł porozmawiać wreszcie z bratem? On też przyjeżdża na ślub i zostanie na weselu. Razem z Kają. W odpowiedzi mruknąłem coś zdawkowo. Ani trochę nie cieszyłem się z perspektywy spotkania ze swoim bratem, Tadeuszem, mimo iż nie widziałem go od ponad roku. Tadek był ode mnie sporo starszy, miał na ten moment 26 lat i mieszkał w Warszawie razem ze swoją narzeczoną, Kają. Nigdy nie mieliśmy ze sobą zbyt wielu tematów do rozmowy. No bo o czym miałbym niby gadać z nim, zapalonym inżynierem, który po studiach na Politechnice Warszawskiej w zasadzie od ...