1. Cierpienia niemłodej Wertherówny, czyli punkt widzenia zależy od punktu służenia (część 9 i ostatnia)


    Data: 21.04.2024, Autor: AgnessaNovvak, Źródło: Lol24

    ***
    
    *
    
    Fakt, że zawsze to ja byłam krępowana, nie oznaczał, że nie potrafiłabym zrobić tego innym. Przeciwnie – wystarczyło kilka ruchów, jedno szczęknięcie kajdanek i Roksana klęczała na łóżku z dłońmi skutymi za zgiętymi kolanami. Pochyliłam się, złapałam za wypięty wysoko tyłek i… zamyśliłam. Nawet wychłostana, pozostawiona na samym skraju orgazmu i podjudzona do granic wytrzymałości, nie byłam w stanie ot tak podnieść na kogoś ręki. Zwłaszcza na nią.
    
    Wsunęłam palce w jej cipkę, rozcierając kleistą żądzę po całym łonie, udach i nie tylko. Odetchnęłam głęboko. Nie było sensu pytać, czy myła się wczoraj, czy jeszcze wcześniej, ale pachniała tak mocno, tak ostro, tak fantastycznie! Gdybym zaczęła ją lizać, w ledwie kilka chwil przeżyłabym szaleńczą rozkosz. A tego nie chciałam. Nie tak i nie teraz. Przeciągnęłam tylko językiem od nasady wzgórka po dół pleców. Powolutku, wręcz z namaszczeniem, badałam zmieniającą się jak w kalejdoskopie fakturę ciała. Przez jędrną, wyraźnie rozbudzoną łechtaczkę, ociekające sokami pulchne płatki, do wyraźnie spiętego tyłeczka. I z powrotem. I jeszcze raz, tym razem znów ręką. Delikatnie i czule. Tylko po to, by…
    
    Klepnęłam ją. Leciutko, jakby tylko dla sprawdzenia, czy jestem do tego zdolna. Okazało się, że byłam. I, co ciekawe, nawet mi się to spodobało. Roksana zadrżała, odwróciła głowę i uśmiechnęła się.
    
    – Bądź taka. Taką cię chcę. Taką cię pragnę.
    
    I wtedy mnie poniosło. Nie miałam pojęcia jak ani dlaczego, ale wszystko ...
    ... rozegrało się na tyle szybko, że nie miałam nawet czasu się zastanowić. Chociaż może i dobrze?
    
    Uderzyłam ponownie. Uderzyłam Roksanę! Uderzyłam moja Damę! Panią! Tak mocno, aż pisnęła. Bez namysłu poprawiłam, tym razem jeszcze silniej. Próbowała się odsunąć, ale skrępowana nie była w stanie. A ja tylko patrzyłam. I słuchałam. Trzasków dłoni na wypiętym tyłku. Jęków nieoczekiwanej przyjemności. Okrzyków tym razem bólu. Plasknięć mokrej intymności. Ordynarnego odgłosu spluwania, gdy nawilżałam palce. Stęknięć, świadczących o wciskaniu ich w piczę. W dupę. Głęboko.
    
    Musiałam odetchnąć, oszołomiona emocjami. Miotałam się, nie mając pojęcia, co dalej robić. Całą sobą pragnęłam ją zdominować i równocześnie ogromnie się tego bałam. Chciałam dać się ponieść wściekłej, wrzącej we mnie żądzy i w tym samym momencie uwolnić ukochaną, przytulić czule i zasnąć w jej ramionach.
    
    I wtedy mnie poniosło. Znowu! Jeszcze bardziej niż wcześniej. Jednym pociągnięciem wyszarpnęłam palce i zamieniłam je na język. Jak w amoku wylizywałam rozwartą na oścież dziurę, śliniąc się wściekle. Podążyłam ręką między własne uda. Czułam, że zaraz dojdę. Jeszcze tylko parę sekund i zacznę wyć. Jeszcze tylko jedna.
    
    W ostatniej chwili się powstrzymałam. Odetchnęłam głęboko. A jeśli przesadziłam? Jeżeli Roksana już nigdy nie pozwoli, bym taka wobec niej była? Nie da się związać? Zapanować nad sobą? Może to właśnie był ten jedyny i najwłaściwszy moment, w którym powinnam zburzyć wszystkie granice? Nie tylko ...
«1234»