Jak w raju.
Data: 18.06.2024,
Autor: Vee, Źródło: Lol24
... „bezużytecznego”, tym pewniejszy jest zawarcia związku.
Zestaw obrączek, na który naciągnęłam Marcina, kosztował go oszczędności z wakacyjnego zbioru truskawek u Gapińskich i trzy miesiące półetatowej pracy w rodzinnym sklepie. Zdaniem mamy, jeśli wcześniej miał co do mnie jakieś wątpliwości, zostawił je u jubilera razem z gotówką.
Od tygodnia jestem żoną. Mogłabym godzinami opowiadać o przyjęciu sakramentu małżeństwa i naszym weselu, o najwspanialszym dniu mojego życia, ale Marcin twierdzi, że ludzie mają już tego dosyć. Niech mu będzie.
Powoli urządzamy się w mieszkaniu, które odziedziczył po swoich dziadkach. Jest w bloku i na nieciekawym osiedlu, ale cieszymy się, że możemy zostać w Grzeszynie. Każdego wieczora padamy na nagi parkiet cali umorusani i kiedy on marzy o prysznicu, ja roztaczam wizję wyremontowanego salonu i wpadam na nowe pomysły.
Dzisiaj jest niedziela, a przecież wiadomo, w co obraca się niedzielna praca. Wyszykowałam się w białą, zwiewną sukienkę i leciutkie butki. Bijąca ode mnie wanilia dzielnie stawia czoła niezwyciężonemu zapachowi farby. W ręce trzymam jasny, wiklinowy koszyk. Jego zawartość schowana jest pod białą serwetką z ozdobnym wzorkiem. Idealny zestaw na piknik.
Chętnie odłożyłabym gdzieś koszyk, ale kuchnia, jedyne pomieszczenie zdatne do użytku, jest cała zagracona. Chwilowo mamy w niej nie tylko typowy sprzęt kuchenny, ale też skromny telewizor, a nawet akwarium z rybkami.
Wyglądam przez okno za mężem, który miał ...
... pożyczyć samochód od swojej siostry, Anety. Rodzina Marcina bardzo nam pomaga. Lubię ich. Jego siostra nie jest już dla mnie taka wredna, jak w czasach szkolnych, a teść zawsze powtarza, że jestem ładna.
O, chyba przyjechał! Jeszcze go nie widzę, ale turkotu w silniku tego auta nie da się pomylić z niczym innym.
Wychodzę z domu. Zamykam drzwi na klucz i poprawiam obrączkę.
Jezioro Rajskie stanowi naturalną granicę między Pomyłką Wielką i Pomyłką Średnią. Wysiadamy z auta po „wielkiej” stronie akwenu, a następnie prowadzę nas do Raju — bajecznego miejsca, które odkryłam lata temu.
Rozkoszuję się spacerem, bo w przeciwieństwie do obładowanego męża, niosę tylko niewielki koszyk. Jest przyjemnie ciepło, a gdy oddalamy się od plaży, cichnące krzyki dokazujących dzieciaków ustępują śpiewowi ukrytych w koronach drzew ćwir-ćwirków.
Marsz trwa dłużej, niż się spodziewałam, a na domiar złego musimy przedzierać się przez coraz gęstsze chaszcze. Sterczące gałązki co rusz drapią moje odsłonięte ramiona. Choć mąż jest roześmiany i cieszy się chwilą, ja coraz bardziej się stresuję. Wychowałam się w tych stronach i kiedyś znałam tu każdy zakamarek, dlatego obiecałam Marcinowi szybkie dotarcie do celu. Tylko skąd miałam wiedzieć, że tak się tu pozmieniało?
Przechodzimy przez pomost nad dopływającą rzeczką i zaczynamy iść po drugiej stronie jeziora.
Cholipka, trzeba było wysiąść w Pomyłce Średniej.
— Na pewno dobrze idziemy? — pyta Marcin.
W jego głosie nie słyszę ...