1. Jak w raju.


    Data: 18.06.2024, Autor: Vee, Źródło: Lol24

    ... dezaprobaty, ale i tak się denerwuję.
    
    — Jesteśmy prawie na miejscu — kłamię, a raczej mijam się z prawdą.
    
    Po kolejnych kilku minutach marszu jestem bliska przyznania się, że zabłądziłam, ale między drzewami dostrzegam polną drogę i wszystko zaczyna mi się przypominać.
    
    Jesteśmy na kursie do drugiej plaży i już z daleka widzę wcale niemały pagórek, do którego zmierzamy.
    
    — Marcin, to tam, to tam! — ekscytuję się.
    
    Nie słyszę jego odpowiedzi, bo już pędzę w wysokie trawy do samotnego, polnego maku, który zdaje się stworzony po to, by ozdobić moją głowę. Kwiat szybko trafia między włosy, a Marcin kręci głową.
    
    No co?
    
    Mijamy drugą plażę. Wiem, że mąż chętnie by się tu zatrzymał, ale ja nie po to przyjechałam w te strony, by ludzie oglądali mnie w stroju kąpielowym. Wkraczamy na krętą ścieżkę, która prowadzi lekko do góry. Wspinaczka kończy się, gdy wyrasta przed nami gęsta ściana splątanych krzewów.
    
    — Co dalej? — pyta.
    
    — Gdzieś musi być słaby punkt… — tłumaczę i wręcz czuję na sobie powątpiewające spojrzenie.
    
    Nie przejmuję się tym i zaczynam badać roślinny mur, testując jego wytrzymałość to tu, to tam. Przydałby mi się mąż, ale on testuje tylko to, co mięciutkie. Wreszcie odchylam właściwą gałązkę. Podążam tym tropem i wyginam kolejną. Światełko w tunelu motywuje mnie do dalszego wysiłku.
    
    — Przytrzymaj to, to i to, a ja spróbuję przejść — instruuję go.
    
    Mocno zgarbiona przemierzam wąziutki tunel, mąż jest tuż za mną. Przedostajemy się do Raju. ...
    ... Słyszę za sobą jęk zachwytu.
    
    Ostrożnie podchodzimy do krawędzi pagórka. Marcin zbliża się aż do stromego spadu, a ja zostaję nieco bliżej. Pluskający się ludzie wydają się stąd mniejsi niż z naszego balkonu na drugim piętrze. Widok jeziora zapiera dech.
    
    Odwracam się i omiatam wzrokiem płaski szczyt. Jest porośnięty niską trawą, z której gdzieniegdzie wystają niewielkie krzaczki. Niedaleko stoi jakieś liche drzewo, którego nie pamiętam.
    
    — To wszystko jest dzisiaj tylko nasze! — zachwycam się.
    
    Wracamy do naszego bagażu, oglądając się na lewo i prawo.
    
    Marcin wyciąga z plecaka koc i starannie rozkłada na trawie. W tym czasie ja przygotowuję posiłek. Tuż obok koca stawiam przyniesiony w koszyku prowiant.
    
    Mąż zniknął niepostrzeżenie i rozgląda się po okolicy, więc zaczynam sama. Ściągam butki i kładę się brzuchem na koc. Pragnienie gaszę wodą mineralną, co rusz sięgam do plastikowego pojemniczka po borówki.
    
    Tafla wody jest intensywnie niebieska jak na dziecięcych rysunkach. Przyglądam się leniwie bujającym się koronom drzew po bardziej zalesionej stronie jeziora. Gdzieś w oddali świeci się jakiś krzyżyk, bardziej litera X, ale jest zbyt daleko, bym dostrzegła, co to takiego.
    
    Jest dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Tylko gdzie on się podziewa?
    
    — Spróbuj. — Podsuwa mi pod nos zdrowiuśkie jabłko.
    
    Pojawił się równie niepostrzeżenie, co wcześniej zniknął.
    
    Już mam ugryźć, gdy przypominam sobie, że nie zabrałam jabłek.
    
    — Skąd je masz?
    
    — Z tego ...
«12...456...10»