Historia stworzenia cz.6
Data: 27.06.2024,
Autor: 0bi1, Źródło: Lol24
Dopiero następnego dnia mogłyśmy spokojnie zastanowić się nad dalszymi poczynaniami. Ena chciała jak najszybciej uciec stąd, ruszając na południe w poszukiwaniu naszego rodzinnego stada. Przekonałam ją jednak, że po tym co tutaj zaobserwowałam, wcale nie ma pewności czy nasze stado jeszcze istnieje, sądząc po ilościach zwożonych ciał samców i żywych samic. A takich punktów przerobu mięsa jak tutaj, mogło być dużo więcej. Nie wiadomo, czy na południu spotkamy w ogóle kogokolwiek. Poza tym nie wyobrażałam sobie, że mogłybyśmy zostawić tutaj Kaję na pastwę obcych. Jaki los byśmy jej zgotowały? Ena zgodziła się ze mną. Ustaliłyśmy, że na razie będziemy nadal obserwować obcych, zachowując przy tym maksymalne środki ostrożności, żeby nie powtórzyła się sytuacja, która mi się przydarzyła. Od tej pory poruszałyśmy się w pewnej odległości od siebie, mając cały czas oko jedna na drugą. To pozwalało mieć szansę na pomoc, w przypadku sparaliżowania którejś z nas przez obcych. W międzyczasie zastanawiałam się, jak uwolnić Kaję.
Początkowo wydawało się to niewykonalne, ze względu na ilość obcych i ich niezwykłą broń, powodującą unieruchomienie wszystkich części ciała, jednak po pewnym czasie zaświtał mi niesamowity pomysł. Zmieniłam całkowicie podejście do tematu. Stwierdziłam, że nie można się koncentrować na uwolnieniu tylko Kaji, lecz trzeba zwiększyć nasze siły dołączając wszystkie żywe jeszcze samice. Teraz zaczynałam wierzyć w powodzenie naszej akcji. Zwłaszcza, że samice ...
... oddzielające mięso właściwie były już częściowo uzbrojone – miały przecież ostre noże, które dostały od obcych. Miałam nadzieję, że podobnie jak my, wiele z nich potrafi posługiwać się łukiem i strzałami. Zaczęłyśmy z Eną wytwarzać łuki i strzały, w które zamierzałyśmy dozbroić nasze towarzyszki. Wiedziałyśmy jak to robić, bo Rag nas dobrze wyszkolił. Kiedy uznałyśmy, że mamy ich wystarczająco dużo, zainteresowałam się pałką, którą zabrałam obcemu po tym jak go Ena uśmierciła. Po kilku nieudanych próbach wreszcie udało mi się unieruchomić Enę. Akurat schylała się po łuk, gdy właściwy przycisk na pałce spowodował zesztywnienie mięśni. Byłam tak dumna z opanowania broni obcych, że zaczęłam chodzić dookoła zastygniętej w bezruchu Eny chichocząc z jej bezsilności. Postanowiłam się trochę zabawić jej niemocą i przystawiając do swojego łona mojego kamiennego chędożnika udawałam, że jestem obcym i nadziewam ją na swojego twardziela. Przejechałam kilka razy po jej rowku, zauważając zawilgocenie kamiennej końcówki.
- O żesz ty! Podnieciła cię pałka obcego! Zaraz cię wychędożę!
Wbiłam się w wilgotną norkę, wsuwając w nią całego, twardego przyjaciela samicy. Jęknęła z rozkoszy, więc pociągając za rzemyk wydobyłam go na zewnątrz. I tak raz za razem, aż każdemu pchnięciu zaczęły towarzyszyć regularne pojękiwania. Wtedy przypomniałam sobie, że obcy robią to dwoma chędożnikami, ale nie mając drugiego kamienia mogłam użyć tylko palców. Zwilżyłam dwa w jej rozpalonej norce i powoli wsunęłam w ...