.Księżniczka
Data: 04.07.2024,
Autor: Vee, Źródło: Lol24
... fotel. Głośne cmoknięcie moich ust o gładki policzek niknie pod rykiem potężnego silnika. Krzysiu nie marnuje czasu, a przyspieszenie auta wgniata mnie w fotel.
W domu zauważą moje zniknięcie w ciągu kilku minut, ale nie będą mnie szukać. Szybko zorientują się, że telefon mam odłączony od sieci. Zadzwonią jeszcze ze dwa razy, by udać zmartwionych, a potem zajmą się ważniejszymi sprawami. Przerabiałam to wiele razy.
Dość o nich. Ja też mam teraz ważniejsze sprawy. Z beztroską śmieję się do bocznego lusterka, odprowadzając wzrokiem wszystkie moje problemy.
– Dzięki – mówię krótko.
Uśmiecha się, nie odrywając wzroku od drogi, bo gnamy przed siebie z prędkością, za którą odbierają prawo jazdy. Przy tej szybkości otaczające nas lasy budzą niepokój, bo każde drzewo zdaje się rosnąć po to, by zatrzymać jakiś pojazd. Czuję ucisk w brzuchu i potrzebę przytrzymania się czegoś, ale przed ludźmi takimi jak on po prostu nie okazuje się słabości. Zresztą za to właśnie go kocham. Za to, że nie pyta się głupio, na jaki film chcę iść do kina, tylko sam planuje niezapomniane chwile. Za cudowną niepewność następnego razu. Za to, że przy nim nie ma żadnych ograniczeń.
Powoli oswajam się z zawrotną prędkością. Wyrzucam więc nogę na deskę rozdzielczą i zakładam szpilkę wysoką na dziesięć centymetrów. Zgodnie z planem przechwytuję męskie spojrzenie.
– Na drogę patrz! – karcę go z satysfakcją.
Nagle samochód ostro skręca w prawo. Z tylnego siedzenia spada drewniana pałka, która ...
... nigdy nie poznała gry w baseball. Ja, nieprzypięta do pasów, lecę prosto na kierowcę. Spadam głową na materiał dresowych spodni, a ten skurwiel dociska mi głowę do krocza!
– To ty patrz na drogę! Albo nie, zostań tam, gdzie jesteś – mówi zadowolony.
Szybko się wydostaję, bo nie przytrzymuje mnie mocno. Wciąż przecież musi prowadzić.
– Głupi jesteś?!
Nie odpowiada, bo wjeżdżamy na teren opuszczonego lotniska. Złowroga tabliczka rozkazuje nam zawrócić, bo w przeciwnym razie zrujnujemy sobie życie.
– Dalej nie wolno – zauważam.
– I to nas powstrzyma?
– Oczywiście, że nie. – Uśmiecham się.
– Zapnij pasy.
Nie zamierzam.
– Jak wolisz… – Ostentacyjnie poprawia głęboki krok swoich spodni, robiąc mi „wygodne” miejsce.
Może pasy nie są takie złe. Krzysiu wciska gaz do dechy i wjeżdżamy na opustoszały pas startowy w akompaniamencie piszczących opon. Kręcimy bączki; raz w lewo, raz w prawo, powodując coraz większe kłęby dymu. Czas zupełnie się dla mnie zatrzymał. Silnik warczy coraz wścieklej, a czarny wóz zarzuca tyłem z taką furią, jakby lada chwila miał uwolnić się spod kontroli kierowcy. Identyfikuję się z nim, bo tak jak ja, chce być wolny. Mój nieprzerwany krzyk zlewa się z rzężeniem silnika. Nie jestem zła, nie jestem też wściekła. Krzyczę, bo to najczystsza forma buntu.
Mam żal do Krzysia, gdy przerywa ślizganie się po drodze i kieruje nas na skraj pasa startowego. Ruszamy w przeciwną stronę. Silnik pracuje na maksymalnych obrotach. Mój wzrok ...