Zimowy ogień (Sługa płomieni 1)
Data: 29.05.2018,
Autor: nefer, Źródło: Lol24
Odkąd pamiętał, zawsze lubił ogień. Potrafił bez końca wpatrywać się w płomienie pożerające gałęzie czy polana. Najpierw niewielkie, pełgające języki, delikatnie, niemal z miłością liżące drewno, potem przylegające doń z narastającym pożądaniem, by w końcu pochłonąć ofiarę z żarem spełnienia, pozostawiając stygnące powoli popioły... Podczas gdy żywioł zwrócił się już ku nowej miłości i nowej ofierze, by płonąć tak długo, jak tylko zdoła znaleźć kolejne obiekty swego krótkiego uwielbienia... Lubił dbać, by tych ofiar nie zabrakło i hojnie dokładał następne polana. Jako młody chłopak często rozpalał ogniska, a i teraz chętnie zajmował się kominkiem. Sprawiało mu przyjemność nawet czyszczenie paleniska, by potem móc przeżywać niezapomnianą chwilę podkładania ognia i obserwowania jak z wątłego płomyczka przeradza się w potężniejący żywioł, trzymany jednak w ryzach przez kamienne obmurowanie oraz jego własną dłoń, dzierżącą kolejne polano. Słyszał, że podobno poeci i mędrcy z dalekich, południowych krain uznali ogień za jeden z trzech widoków, które nigdy się ludziom nie znudzą... Obok fal bijących o brzeg i chmur płynących po niebie. W jego własnej ojczyźnie morze było jednak nie lazurowe, jak w tamtych bardziej może przychylnych poetom ziemiach, lecz szare, smutne i często gniewne. A niebo... chmury płynęły po nim tylko w niezbyt liczne dni, zwykle zalegały równie szarą masą jak morska woda, zalewając wszystko deszczem lub zasypując śniegiem. Pozostawał ogień, tak samo żywy i ...
... piękny, a bardziej jeszcze pożądany niż w krainach Południa.
Tak, znajdował przyjemność w rozpalaniu ognia na kominku i przyglądaniu się płomieniom. Oczywiście, najpierw nie pozwalano mu robić tego samodzielnie, a gdy tylko trochę podrósł znaleziono liczne obowiązki, skutecznie zabierające czas i nie zostawiające zbyt wielu okazji, aby oddawać się ulubionemu zajęciu.
Przybycie dworu książęcego do tego zagubionego w podgórskich lasach zameczku myśliwskiego dostarczyło jednak takiej właśnie sposobności. Zabiegana na wszystkie strony czeladź nie nadążała ze swymi obowiązkami, zaaferowany zarządca, ledwie zwracając uwagę na jakiegoś tam sługę, z zadowoleniem przyjął przyzwalającym machnięciem ręki jego słowa, że zajmie się kominkami w komnatach księżnej. Tym bardziej, że szlachetna pani Rianna słynęła nie tylko z urody i temperamentu ale także z ciętego języka oraz twardej ręki. W dodatku uwielbiała ciepłą, słoneczną pogodę, często narzekała na długie, mroźne zimy w kraju, w którym przyszło jej zasiąść na tronie i bezwzględnie wymagała, aby przynajmniej w monarszych apartamentach utrzymywano zawsze odpowiednio wysoką temperaturę. O tych kaprysach księżnej przekonał się podczas zeszłorocznego sezonu myśliwskiego jakiś pechowy sługa, który nie dość obficie, przynajmniej zdaniem dostojnej pani, dokładał do ognia. W rezultacie rankiem w komnatach władczyni panował chłód. Nakazała, aby nagusieńki obiegł zewnętrzne mury zamku. Widok nieboraka przedzierającego się przez zalegające ...