"Wyznania Geja"
Data: 14.12.2019,
Kategorie:
Geje
Autor: GayStoriesPL, Źródło: xHamster
Oni pracowali "na wydrę". Jeden podstawił mi nogę, a d**gi uderzył hakiem w żołądek. Złamałem się wpół i odruchowo zasłoniłem twarz. Poczułem szarpnięcie za pasek na przegubie dłoni. Zrywali mi zegarek. Dołożą jeszcze parę kopniaków... Ocknę się zmasakrowany, pozbawiony zegarka, portfela, może nawet butów. "Wydrowcy" zabierają wszystko. Lecz tak się nie stało.
- O kurwa! - posłyszałem głos jednego z napastników. Potem stęknięcie.
Opuściłem dłonie, którymi osłaniałem twarz i spojrzałem. Pojawiła się pomoc. Niezwykle sprawna i skuteczna. Niewysoki mężczyzna. Bardzo szybki. Napastników było dwóch. Jeden słaniał się, mocno zamroczony. d**gi jeszcze walczył. Jednak mój wybawca był lepszy. Atakował seriami, raz w górę i raz w dół. Tak na przemian. Tańczył jak prawdziwy bokser. Przeciwnik padł. Nokaut! Byłem uratowany.
Tak poznałem Jureczka. Wychodził akurat z pobliskiej bramy i zobaczył, jak mnie dopadli. Pośpieszył z pomocą.
- Chcieli obrobić - stęknąłem, wycierając pokrwawiony i obolały nos. - Nie lubię takich nygusów - powiedział. - Atakują zgrają, zawsze od tyłu. Szczury miasta... Jeszcze był trzeci - dodał.
- Ale uciekł od razu. - Pracują na wydrę - wtrąciłem.
Spoglądałem z wdzięcznością na swego wybawcę. Naprawdę pojawił się jak anioł. W samą porę.
- Albo na bombę - rzekł i uśmiechnął się lekko. Uśmiech miał ujmujący. Śniada, trochę cygańska twarz i biel zębów w ustach.
Jureczek był chłopakiem z miasta i nic z jego ciemnych, występnych spraw nie ...
... było mu obce. Mieszkał od urodzin na Sielcach, w tej kurczącej się enklawie małych domków, warsztatów i ogródków między zieloną górą, która była niegdyś wysypiskiem śmieci i wdzierającą się z d**giej strony inwazją wieżowców, mrówkowców czy jak nazwać to szare, wielopiętrowe budownictwo.
Jego ojciec był furmanem, rozwoził węgiel do domów, gdzie jeszcze korzystano z pieców. Matka pracowała jako sprzątaczka w jakimś biurze. Miał dwoje rodzeństwa. Brat był milicjantem z drogówki, siostra ekspedientką w sklepie spożywczym. Jego ojciec, jak to wozak, wiecznie pijany, okładał swą chabetę baciskiem, bluzgając na cały głos gamą wymyślnych przekleństw.
Zwyrodniałe katowanie konia stało się pierwszym powodem konfliktu między nim i ojcem. Nie mógł tego znieść. Od wczesnego dzieciństwa napatrzył się na bezbronne, miotające się z bólu zwierzę i pastwiącego się nad nim człowieka. Ten widok po stokroć gorszy dla niego niż okrucieństwo ludzi wobec siebie. Zamykał oczy i zatykał uszy. Uciekał. A mimo to ojciec okładający drągiem konia ciągle go prześladował.
- Odkąd pamiętam, mój stary tak się wyżywał - powiedział. - Na moich oczach wykończył kilka koni. - Zamyślił się smętnie. - To chyba jego rewanż za wszystko. Za całe to tango, złamane życie. Wisiało to od początku jak fatum nade mną i tak bardzo nie chciałem, żeby moja droga była powtórką tego, co dane zostało ojcu.
Siedzieliśmy przy kawie i koniaku w "Alhambrze". Nieco zdziwiłem się wyborem tej kawiarni, jednak nic nie ...