1. Siedziałem okrakiem na drabinie. Część III Kosmos do góry nogami


    Data: 29.01.2020, Kategorie: Geje Autor: Yake, Źródło: Fikumiku

    ... rodzice tu mają? – Nie zakład kamieniarski, matka z siostrą rządzą. Ja teraz pomagam przy robocie jak do szkoły nie chodzę. – A nie chciałeś dalej się uczyć? – A po co? Tylu umiera, że zawsze będą pieniądze. – No, może masz rację. – No ptaszyna, ty mi powiedz, ty mojego się nie bał? Powiedz gdzie ja ci bym go włożył? – śmiał się. – Jego nie połkniesz, a w dupę nie włożę, bo tam w środku gówno. Nawet jakby i włożył, to by cię rozerwał - piliśmy kawę i on mi powiedział, że tą naszą noc będzie pamiętał, że też mi życzy chłopaka, który mnie będzie chciał ruchać. – Rafał, no to jest tak. Ja też marzę o tym, bym i ja komuś mógł włożyć. – To idź do Kryśki, jej możesz ale z przodu włożyć – śmiał się. – Zamknij okno, nagrzej korytarz. – Dobra – wziąłem kubki z parapetu i zamknąłem okno, zostało pół godziny do pobudki. Zastanawiałem się czemu ta rozmowa służyła. Dlaczego chciał ze mną rozmawiać o tak intymnych sprawach ? Kurde, gdyby on był homo, bylibyśmy bardzo szczęśliwi. Z drugiej strony niepokoiły mnie te teksty o gównie w środku, sam widziałem na ceramice greckiej sceny seksu między facetami. „Może nie jest tak źle” myślałem. Dwa dni później przyszła odwilż. W koło sraczkowato i szaro, do tego mokro. Zacząłem trochę się socjalizować. Dziadkowie pieli z zachwytu na moimi „dziełami”, moi "nowi starzy" po obcince już ustawiali się w kolejce do mnie po przyszłe chusty i centymetry. Wszystkim podobały się centymetry, które robiłem ze scenkami erotycznymi, malowałem je farbami ...
    ... akrylowymi, fluorescencyjnymi więc były oczojebne. Z Rafałem, często swobodnie rozmawialiśmy, zgodził się, żeby go nazywać Rafi. Ja się zgodziłem na to, by mnie nazywał „pedałek”, jeżeli nikt nie słyszy. Nie było okazji by prowadzić jakieś szczere rozmowy. On w służbie, ja poza nią. Obiecaliśmy sobie, że gdy będzie jakaś wspólna służba, to znowu sobie pogadamy. Któregoś dnia padał deszcz, zacinał wiatr, ja zaś robiłem rzut skrzydła orła na planszę. Ciszę przerwał stukot buciorów na klatce schodowej, po chwili podoficer dyżurny wpadł do pracowni i oznajmił mi, że mam się stawić się do rozładunku płyt chodnikowych, na rozkaz Starego. Klnąc na czym świat stoi, ubrałem się i pobiegłem się zameldować. Robota była koszmarna, trzeba te płyty było rozładowywać z naczepy i z rąk do rąk podawać i przenosić. Całe szczęście, że dali nam rękawice ochronne. Wiatr z deszczem zacinał, kaprale wyżywali się na nas za swoje wkurwienie, bo musieli tu stać i dowodzić. Po godzinie, było już niezłe bajoro pod nogami. Przenosząc płytę, pośliznąłem się, padając jakoś ją odrzuciłem. W geście rozpaczliwego ratunku, ale się nie podparłem. Od upadku pociemniało mi w oczach. Ból w okolicach lędźwi był nie do zniesienia, nie mogłem się podnieść. Zawołano sanitariuszy, którzy zanieśli mnie na noszach do izby chorych. Leżałem samotny w izbie chorych, nie mogąc się ruszyć i czekałem na kapitana Tomasza. Izba chorych to były trzy sale. Jedna z nich przeznaczona była dla sanitariuszy, zaś dwie pozostałe były dla ...
«12...678...20»