Księżniczka na ziarnku prochu.
Data: 30.06.2018,
Autor: ErmonTwilight, Źródło: Lol24
... rozsypywały się po ramionach. Nie upinała ich dzisiaj, lecz rozpuszczone przeczesała palcami za uszy. Dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Była dla niego piękna, lecz nie śmiał przyglądać się jej w sposób lubieżny.
Z zadumy wyrwało go przeczucie o czyjejś obecności. Zimny dreszcz przebiegł po kręgosłupie i rozszedł się głębiej, paraliżując ciało na ułamek sekundy. Złapał szablę i obrócił się szybkim zwrotem.
Czterech rosłych mężczyzn, ubranych w czarne kontusze skrywające połyskujące fragmenty zbroi, wpatrywało się w każdy jego ruch. Księżniczka odwróciła się od okna i podeszła bliżej pana Jacka.
- Księżniczko… - zwrócił się do niej największy z przybyłych, oddając głęboki pokłon.
- Wzywałam, Zygfrydzie – powiedziała cicho, zbliżając się do mężczyzny.
Przeczesała dłonią jego czarne jak smoła włosy i wyciągnęła z nich niewielki listek. – Jak sytuacja pod zamkiem?
- Bardzo dobrze, moja pani. Spokój zawitał po czystkach zeszłego tygodnia. A i patrole nie donoszą, jakoby obcy przybysze nękali las nocą. Wygląda na to, że odparliśmy atak ostatecznie.
- Nigdy zbyt wiele pewności, drogi Zygfrydzie – szepnęła, przesuwając palcami po jego policzku. Pan Jacek przyglądał się scenie w milczeniu, nie czując jednak krztyny zazdrości. Księżniczka dotykała go bowiem jak oswojonego psa, który zaszczytnie paraduje po salonach.
- Dobrze wiesz, że Srebrnicy potrafią zjawić się nagle, a zjednoczeni groźni są bardziej, aniżeli całe hordy Turczynów.
- Tak jest, ...
... moja pani, jednakże…
- Jednakże zapamiętaj me słowa, Zygfrydzie. Zleć strażom stały patrol lasów. Chcę wiedzieć, jeśli wydarzy się cokolwiek niepokojącego. – Odwróciła się do Jacka. – Si vis pacem, para bellum…
- Jesteś wolny, Zygfrydzie – rzekła, po raz ostatni dotykając twarzy mężczyzny. Ten skinął głową i odwrócił się na pięcie. Po uczynieniu kilku kroków pochylił się, jak i jego towarzysze. Sylwetki zmniejszyły się, a rośli przed momentem mężczyźni, przybrali postać czarnych jak kruk w piwnicy wilków. Zanim Jacek zdążył pomyśleć o otwarciu drzwi, ciemny obłok prześliznął się, rozpływając w powietrzu.
- To dowódca moich straży – powiedziała wyjaśniająco, przechylając kielich. – Jak sam widzisz, nie muszę długo czekać na ratunek.
- W rzeczy samej – wyszeptał oszołomiony Jacek. Starał się nie pokazywać swojego przerażenia.
- Mieliście już przyjemność się poznać – szepnęła, uśmiechając się tajemniczo.
- Poznać? Nigdy wcześniej nie widziałem żadnego z tych… Ludzi?!
- Pamiętasz, drogi Jacku, jak niosłeś mnie przez planty?
- Oczywiście, moja pani.
Jak mógłby nie pamiętać? To był słoneczny dzień. Nawet rosa zniknęła przed porankiem, zlizana ciepłem słońca. Śniadanie było sute, choć tym razem bez słynnych na pół królestwa kiełbas pani Tereski, grubszych niż kobiece przedramię. Zaraz po śniadaniu ruszyli w kierunku rzeki, by zwiedzić pływające targowisko. Księżniczka była jednak zasłabła znacznie wcześniej, więc Jacek niósł ją na ramieniu, jakby worek ...