Majorka
Data: 12.06.2020,
Kategorie:
Geje
Autor: anonim, Źródło: Fikumiku
Posiadanie nawyków to niezła rzecz. Człowiek się do czegoś przyzwyczaja, nabiera pewności i wie, na czym stoi. I właśnie dlatego robimy zakupy zawsze w tym samym sklepie, bo dokładnie wiemy, gdzie stoi mleko, a gdzie muesli. Ja również mam swój nawyk. Każdego roku w maju, lecę na Majorkę na kilka dni. Przed kilku laty znalazłem tam zupełnie przypadkowo małą farmę, której właściciel przekształcił swoje gospodarstwo na hotel. Miejsca tam niewiele, zaledwie pięć pokoi. Jest więc cicho i ma się święty spokój. Nie dociera tam również ten specjalny rodzaj turystów, bywalców Ballerman 6, którzy na szczęście rzadko odwiedzają północno-zachodnie wybrzeże wyspy. Klimat jest łagodny, wiatr świeży i Juanita, dobra dusza tego domu, rozpieszcza tutejszą kuchnią - rybami i warzywami. Są to więc optymalne warunki aby odpocząć kilka dni od stresu półrocznej pracy, bardzo intensywnej w mojej branży właśnie w okresie zimy i nabrać sił na następne półrocze. Przed odlotem zadzwoniłem do Juanity, prosząc ją aby jej szwagier przyjechał odebrać mnie z lotniska. Nie było to dla niej problemem. Jednak jak mi powiedziała, będzie on musiał odebrać jeszcze dwóch innych gości, którzy przylecą nieco później, tak więc będę musiał nieco poczekać. W tym czasie ona przygotuje na nasze powitanie rybę. Tak przygotowany, wsiadłem pewnej mglistej niedzieli do turystycznego samolotu i poleciałem na Majorkę. Na lotnisku stał już Diego, szwagier Juanity, czekając na mnie. Diego wygląda, jakby od zawsze był starym ...
... człowiekiem. Jego oliwkową twarz pokrywa niezliczona ilość zmarszczek, a siwa broda i szpakowate, krótko przycięte włosy dopełniają obrazu całości. Ubrany był w wygniecioną koszulę, robocze spodnie i bez względu na panującą pogodę, zawsze w ten sam niebieski sweter. Na głowie nosił już od trzech lat tą samą czapkę z daszkiem, podarowaną mu prawdopodobnie przez któregoś z gości. Diego był szalenie małomównym człowiekiem. Było to spowodowane z jednej strony tym, że ludzie z okolic w których mieszkał nie mówili w ogóle zbyt wiele, a z drugiej strony uważał on swój niemiecki za bardzo słaby. Nasze powitanie było więc tego ranka krótkie. Właściwie składało się tylko z jednego pytania: - Kawy? Miało to oznaczać propozycję napicia się kawy. Przytaknąłem, gdyż LTU podało jak zwykle brunatną wodę i kawa była dokładnie tym, czego teraz potrzebowałem. Przeszliśmy więc do małego baru, znajdującego się w poczekalni i Diego zamówił kawę dla nas dwojga. Wszystko to odbywało się niczym pewien rytuał, powtarzający się od czasu do czasu: Diego kawę zamawiał, a ja za nią płaciłem. Później, po jakichś 10 min które minęły od wypicia kawy, Diego wymamrotał niewyrażnie: - Tych dwoje przyleci za godzinę. - Mam urlop. Nie spieszy mi się. Wypiliśmy kawę, pogadali o wszystkim i o niczym. To znaczy, Diego mamrotał coś pod nosem co kilka minut, a ja mu odpowiadałem. Jak już powiedziałem, wszystko to tylko kwestia przyzwyczajenia. Jednym słowem, co nagle to po diable. "Ci dwaj" okazali się być ojcem i synem. ...