1. Lekcja


    Data: 03.08.2018, Autor: batavia, Źródło: Lol24

    ... goryczy się przewinął.
    
    – I cóż zrozumiałeś, będąc przez wiek cały wśród ludzi? – spytała melodyjnym głosem. – Poznałeś tam kogoś? – Wyczuł wahanie.
    
    Usiadł na kamieniu. Podparł głowę ręką. Zamyślił się.
    
    – Widziałem ludzi szalejących z rozpaczy po stracie ukochanej osoby; patrzyłem jak z drwiną i śmiechem, odtrąca się zakochanego, ale też jak wzajemne zrozumienie i wsparcie dokonuje niemożliwego; co zdziałać mogą rozmiłowani do szaleństwa i do jakich podłości zdolni się posunąć… – Umilkł i potarł w zadumie czoło, chcąc z niego spędzić natrętne myśli. – Obserwowałem, jak drwić można i wykorzystywać czyjeś uczucia – podjął – jak ranią się i jak wybaczają sobie ludzie w imię tych samych wartości; jak życie ucieka z tych, co kochali, po stracie ukochanego; starszych u schyłku życia zakochanych niczym młodzi, szanujących i wspierających się aż do śmierci. – Tu spojrzał na nią i mówić począł z wyraźną nutką tęsknoty. – Dane mi było ujrzeć szczęście tych, co dzielą życie z drugim człowiekiem.
    
    Zamilkł, obawiając się mówić dalej; ważył słowa, wiedział, że każde kłamstwo by odkryła.
    
    – Nikogo nie poznałem. – Spuścił wzrok, pokręcił przecząco głową i szeptał z trudem poruszając wargami. – A im dłużej tam byłem, tym lepiej rozumiałem, dlaczego zażądałaś dla mnie takiej kary. Postąpiłem okrutnie, miałaś rację, że nie rozumiałem, co tracę ani czym jest prawdziwe uczucie. Wiara w potęgę magii mnie zaślepiła. Czy jesteś mi w stanie wybaczyć? Nawet nie śmiem pytać… Amando, ...
    ... zrozumiałem, że my, dokładnie tak, jak zwykli ludzie kochamy… wierzymy… ufamy… – Spoglądał teraz niewidzącym wzrokiem, zadumany, na polanę skąpaną w powodzi słonecznych promieni, powoli, z namysłem, wymawiając słowa. – Nasze uczucia są takie same… a to, co magią osiągnięte, zawsze pozostanie iluzją i fałszem. – Głos mu zadrżał, słowa stawały się coraz cichsze. – Tam zrozumiałem, że tęsknię za tobą. – Po jego policzkach spłynęły łzy. – Już wiem, dlaczego zabrano mi moc: po to, bym zrozumiał, że prawdziwe uczucie wcale jej nie potrzebuje.
    
    W milczeniu przypatrywali się sobie. Zrozumiała, że już w następnej chwili dałby wiele, byle cofnąć swe wyznanie.
    
    – Czas na mnie, Amando, do zmroku muszę las opuścić. Żegnaj. – Wstał, gotując się do odejścia. Uciekał spojrzeniem od jej wzroku.
    
    Dopiero teraz zbliżyła się na odległość wyciągniętej ręki, dotknęła jego policzka, na palec łzę wzięła i na kamień pośrodku kręgu upuściła. Po chwili runy na nim zalśniły barwą złotą. Światło z nich w dęby uderzyło, a z dębów niczym duchy w nich uwięzione, magowie wyszli i w kręgu stanęli. Jak on, w szatach z kapturem, lecz białych niczym śnieg. Każdy kostur w ręku dzierżył. Chociaż żadnej twarzy nie dostrzegł, znał każdego. Na kamieniach w trawie ukrytych miejsca zajęli i kostury do środkowego głazu przyłożyli, a wtedy dźwięk jakiś wysoki dobył się z niego i mgła uniosła się nad nim, w obłok zwarty, kulisty się kształtując. Obracać powoli się poczęła, a wewnątrz barwę zmieniać. To złoto, to czerwień, ...
«12...4567»