Lekcja
Data: 03.08.2018,
Autor: batavia, Źródło: Lol24
... purpura i fiolet oczom wszystkich jęły się ukazywać. Naraz zamarła, skurczona do zaciśniętej pięści podobna, po czym wystrzeliła z nagła, niczym błyskawica, uderzając w pierś Sagvarda. On zgiął się, przyklęknął, opuścił głowę i trwał tak w bezruchu. Kij wypuszczony z dłoni upadł na ziemię.
– Twa kara skończona. Bacz, byś naukę z niej wyciągnął właściwą – głos nie wiadomo skąd się dobywał, zdawać by się mogło, że to głaz przemówił.
Magowie, odchodząc, mijali go bez słowa, a każdy dłoń na jego ramieniu położył.
– Witaj. – To jedyne, co od każdego usłyszał w swej głowie. Tak jak się zjawili, tak i znikli po chwili, a wtedy odwrócił się do niej.
– Czy zasłużyłem? – pytając, powstał.
– Twoje pytanie przynosi ci chlubę. A czy ty wybaczysz mi, Sagvardzie, że takiej kary zażądałam? – Próżno siliła się, by ukryć obawę w drżącym głosie.
Nie odpowiedział, pochwycił ją w ramiona, powietrze zawirowało wokół, znikł las oraz niebo błękitne. W objęciach mlecznobiałej mgły się znaleźli, która świat cały w jednej sekundzie przesłoniła, aby po chwili rozpłynąć się, pozostawiając oboje leżących w łożu. Tym samym, co przed laty, gdy kpił i szydził z wyznania głosem pełnym wiary i nadziei czynionego. Uczucie prawdziwe odrzucił wówczas z drwiną i śmiechem. Teraz patrzył inaczej, nie jak na zdobycz, lecz jak wędrowiec, co po długiej nieobecności dom widzi w oddali, a w sercu tułacza tęsknotę i smutek radość na powitanie ukochanej zastępuje.
Samotny płomyk świecy rozświetlał ...
... półmrok, w którym oczy lśniły pełne oddania. Dziś znowu był w tym samym miejscu, czas cofnął się w jednej chwili. Całował namiętnie, ciągle chcąc więcej. Niedostrzegalny ruch dłoni wystarczył, by suknia rozpłynęła się w nicość. Teraz leżała naga jak wtedy. Spoglądał na wybrankę wzrokiem przepełnionym szczególną tkliwością. Włosy połyskujące, czarnej barwy, rozrzucone na śnieżnobiałej pościeli. Widok dręczący go przez lata, powracający w snach, wypełnionych tęsknotą do bólu, miał przed sobą. Piersi sprężyste i kształtne, zwieńczone sutkami w kolorze jesiennego brązu. Płaski brzuch drżący pod nieśmiałym dotykiem męskiej dłoni. Uda niezrównanej urody złączone, źródło życia kryjące. Usta w wargach wytęsknionych zatopił, gdy nagle musnęła dłonią jego strój, nagim go czyniąc. Tulili się do siebie, spragnieni bliskości, oddanie swoje chcąc okazać. Dłonie na sterczących wzgórkach piersi złożył, pieszcząc je i całując. Ten brąz jesienny delikatnie gładził i drażnił, opuszkami palców smakując. Na kształt wodospadu, gdzie woda, spadając w dół, prędkości nabiera, pożądanie w nich narastać poczęło. Palce ich wędrowały po ciałach, jakby czegoś nieuchwytnego szukając. Składał pocałunki na aksamitnej skórze. Całował niczym zwykły człowiek, z każdym dotykiem lepiej rozumiejąc, jaką krzywdę wyrządził oraz co znaczy bliskość ukochanej osoby. Skrywana tęsknota do pełnych intymności chwil uświadomiła mu tu i teraz, czym jest bezgraniczne oddanie i przyzwolenie.
Głowę miedzy jej uda wsunął i ze ...