Złudzenia
Data: 18.12.2018,
Autor: batavia, Źródło: Lol24
... Przyjemne ciepło rozchodzi się po wnętrzu ciała.
Miało uspokoić, przywrócić dystans do przeszłości. Nic z tego. Nie da się zapić uczuć. Już to wiem. Próbowałem. Na cholerę znowu przeglądam fotki! – wpatrzony w zdjęcie wyrzucam sobie w myśli. Coś mnie ciągle powstrzymuje – irracjonalne zachowanie. Powinienem skasować wszystko bezpowrotnie. Wiedeń… kolejny folder. Nie, wystarczy, wystarczy… Czuję narastającą złość. Niczego już nie zmienię. Wszystko przepadło.
Za oknem z szumem przejeżdża samochód. Dźwięk jest wyciszony, miękki. Przez moment próbuję doszukać się przyczyny… Zastanawiam się, wreszcie zaintrygowany wstaję i odsuwam firanę. Pada śnieg. Biały, delikatny całun pokrywa szarą, bezbarwną rzeczywistość. Zerkam na zegarek – za pięć minut dwudziesta trzecia. Jeszcze nie mogę się zdecydować.
– A co mi tam – szepczę do siebie. – Przejdę się.
Siadam w przedpokoju na pufie i bez przekonania nakładam buty. Czy założyć sweter…? – waham się chwilę. – E… nie, niedługo wrócę. Z wieszaka ściągam kurtkę. Dopinam suwak i zarzucam kaptur na głowę. Otwieram drzwi na korytarz. U sąsiadów słychać głośną muzykę, rozbawione głosy. Zatrzymuję się na progu… czegoś nie zabrałem…? A, komórka. Wracam się do kuchni i ze stołu wkładam telefon wprost do kieszeni. Jeszcze tylko przekręcam klucz w zamku i cicho zbiegam po schodach. Nawet nie zapalam światła na klatce. Zmykam, by mnie sąsiedzi nie zauważyli. Zaproszą i niezręcznie uciekać będę w kłamstwo. Chcę być sam.
Na dworze aura ...
... powoli tka swój zimowy dywan. Wychodzę na ulicę. W długim szpalerze domów pojedyncze oczodoły okien wypełniają drgające, różnokolorowe światła. Śnieg przyjemnie dla ucha skrzypi pod butami. Powietrze jest rześkie, trzyma lekki przymrozek. Ulica, za dnia tętniąca gwarem ludzi i warkotem samochodów, teraz jest cicha, pusta. Tylko wirujący puch bezgłośnie zaściela wszystko wokół i muska twarz. Piękno zimowej nocy ukazuje się w pełnej krasie. Złe myśli, wspomnienia odchodzą gdzieś na bok, nikną. Świat wydaje się cudowny. Coś w powietrzu, w niebie, w blasku księżyca daje nadzieję. Blask ulicznych lamp pada na śnieżną, miejską pustynię, skrzy się czerwienią i fioletem.
Deski mostu dudnią głucho, odmierzając moje kroki. Zatrzymuję się. Woda, spadając ze śluzy, z hukiem uderza w powierzchnię zbiornika. W oddali mruga pylon stacji paliw. Zapalam papierosa i zaciągam się. Stoję oparty o poręcz. Co ona teraz robi? – myśl jest niespodziewana. Próbuję sobie wyobrazić. Może…
– Dobry wieczór. – Zaskakuje mnie zza pleców chór głosów.
Odwracam się zdziwiony. Koleżanki i koledzy córki. Nie usłyszałem, kiedy podeszli, śnieg stłumił kroki.
– Dobry wieczór – odpowiadam. Trudno się nie uśmiechać, patrząc na rozbawione twarze. W trzymanych reklamówkach pobrzękuje szkło. Dziewczyny, wtulone w ramiona partnerów, zerkają zakłopotane, niepewne, jakby obawiały się braku akceptacji. Głowy oprószone zimową siwizną.
Dopadają mnie wspomnienia… Las, gęsta knieja, przecięta wąskim duktem. Szpaler ...