Bal Sylwestrowy
Data: 01.01.2019,
Kategorie:
Klasycznie
Autor: Marta, Źródło: Fikumiku
Marta wyciągała z przedwojennej, dębowej szafy różne sukienki i zastanawiała się, którą założyć. Z obawą wybierała się na bal sylwestrowy. Najchętniej w ogóle by nie poszła, ale też nie uśmiechał się jej wieczór spędzany samotnie. Od kiedy, po dziesięciu latach, wróciła z Warszawy do rodzinnej wioski, co raz bardziej doskwierała jej samotność. Trzydziestka na karku na zapadłej prowincji nie była powodem do optymizmu. Trudno tu było o odpowiedniego faceta - albo zajęci, albo zapici starzy kawalerowie. Tym bardziej żałowała przerwania dobrze rokującej kariery na Uniwersytecie Warszawskim. Niestety choroba mamy wymagała opieki. Na Sylwestra miała iść bez pary, ale jej koleżanka obiecała, że będą tam koledzy jej chłopaka. Między innymi, najmłodszy z nich – Mariusz. Marta zastanawiała się - jaki on jest? Ile lat może być od niej młodszy? No i jak będzie bawić się na balu z chłopakiem, którego nie widziała na oczy. *** Mariusz był studentem pierwszego roku historii, chorobliwie nieśmiałym, a już zwłaszcza w relacjach z dziewczynami. Kiedy z nimi rozmawiał czerwienił się, jąkał i tracił „język w gębie”. Z tego powodu nie chodził na imprezy czy dyskoteki. Jednak do pójścia na bal sylwestrowy namówił go Andrzej, towarzysz jego pasji – modelarstwa. Od niego Mariusz dowiedział się, że pozna tam atrakcyjną koleżankę jego dziewczyny – nauczycielkę historii – Martę. Bardzo był jej ciekaw, tym bardziej że mieliby wspólny temat – historię. Ale i tak bardziej nastawiał się na kolejną ...
... porażkę towarzyską – na pewno nie będzie potrafił rozmawiać, będzie się peszył, czerwienił i na bank zaliczy serię potknięć i gaf. Mariusz wpadł na bal spóźniony, zziajany, z zaparowanymi okularami. W ostatniej chwili zobaczył Martę siedzącą za stołem. Wiele dziewczyn było atrakcyjnych i eleganckich, ale Marta wydała mu się... zjawiskowa. Włosy blond, nieco kręcone, były szykownie ułożone, delikatne okulary z czarnymi oprawkami okulary, makijaż niewyzywający, ale mimo to dość wyraźny. Duże, może nawet nieco za duże usta, pomalowane fioletową szminką, rozchyliły się w szerokim uśmiechu ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. - Mam na imię Marta. Cieszę się, że pan jednak dotarł, bo już obawiałam się, że będę na tym balu sama... - Marta uśmiechała się, wyciągając do chłopca rękę i roztaczając woń bardzo dobrych perfum. - Mariusz... Nno... Samochód mi nie odpalił... Chłopak cieszył się, że podali żurek, bo mógł jeść i nie wymyślać, co tu można powiedzieć. Spod oka obserwował Martę, jak z gracją, powoli, unosi łyżkę do buzi. Jak rozchyla swoje pełne, wilgotne, starannie pomalowane usta. Ech! Co to za usta! Gdyby tak można je było całować! Ale to nie dla mnie... Potem jednak trzeba było kobietę jakoś zagadać, ale Mariusz czuł pustkę w głowie. Może by ją zapytać o to jak się jej pracuje w szkole? Ale wstydził się otworzyć usta. Czuł niewidzialną barierę, która nie pozwala mu wydusić z siebie nawet słowa. *** Marta przypatrywała się z zaciekawieniem studentowi historii. Nasunęło jej się ...