Szeptem o zboczeniu
Data: 16.01.2019,
Autor: AntoniAnonim, Źródło: Lol24
Zaczęło się od ogłoszenia, za pośrednictwem którego niejaka Jola ("lat trzydzieści trzy”) przejawiała chęć nawiązania kontaktu z kimś "bezwstydnie zboczonym”. Pamiętam, że nie namyślałem się zbyt długo, ani też nie oczekiwałem zbyt wiele. Środowisko internetu zdążyłem poznać już na tyle dobrze, by wiedzieć, że moja wiadomość utonie w morzu innych samczych wiadomości, będących najczęściej wykwitem długo powstrzymywanej żądzy. Ile bym nie wyłożył serca, warsztatu, składni czy interpunkcji, i tak pozostanę jedynie "tytułem wiadomości”, scrollowanym bez zainteresowania przez autorkę owego enigmatycznego anonsu. Dlatego cały wysiłek pisarski postanowiłem skoncentrować właśnie na nagłówku. Umieściłem w nim suchą, niemal skromną sugestię, iż swoje życie seksualne rozpocząłem dzięki kuzynce, zaś w rozwinięciu (czyli właściwej części maila) napisałem o niezdrowym seksie, który przywiódł mnie do "kilku różnych, niezdrowych skłonności”. Nie rozgadywałem się, nie ujawniałem żadnej tajemnicy, ani też nie epatowałem jakimikolwiek wulgarnymi szczegółami. Podziałało. Jola odpisała szybciej, niż zakładałem.
Przez cały miesiąc wymienialiśmy się uwagami na temat "społecznego tabu”, "granic dobrego smaku”, a wreszcie - samej "istoty smaku”. Moja rozmówczyni miała niestające ciągoty do wywoływania szoku. W setkach różnorodnych - czasem wyjątkowo dziwacznych - epizodów budowała przede mną jakiś wykolejony alter-świat, w którym wszelkie ziemskie wartości nie miały racji bytu (jak to sama ...
... określała – "leżały na bocznicy, jako wraki, podczas gdy my – ludzie świadomi – przemykaliśmy główną linią, z ponad-planetarną prędkością”). W zimnym centrum tego świata stała ona – ta, która przespała się ze swoim synem, ta która uprawiała zwierzęcy seks, ta, którą perwersyjnie bito, lżono oraz gwałcono. Pisarską energię inwestowała przede wszystkim w naturalistyczne opisy orgazmów i wytrysków. Imiona jej kochanków migotały mi przed oczami, niczym w podręcznym kalejdoskopie: Maruś, Fabian, Maruś, Fabian, Fabian. Mówiła też sporo o specjalistycznych "farmach”, na których zwierzęta szkolone są do bycia kimś innym, niż zwierzętami. Jej ukochany kaukaz również miał być poddawany takim treningom. Ewidentnie przejmowała kontrolę nad korespondencją, ograniczając mój udział jedynie do zdawkowych komentarzy, pytań lub oznak kłopotliwej dezorientacji.
Po jakimś czasie temat "bezwstydnego zboczenia” zaczął się wyczerpywać. Korespondencja gasła z każdym dniem, aż osiągnęła zerowy poziom emocji, sugerujący, że mojej rozmówczyni zabrakło dalszych pomysłów. Nie wierzyłem w ani jedno jej słowo, ani też nie miałem pewności czy w ogóle była kobietą. Równie dobrze mogłem pisać z jakimś tłuściutkim, zapoconym gnomem – jednym z tych krańcowo wygłodzonych frustratów, dla których internet stanowił ostatnią linię obrony przed dokonaniem gwałtu na zakonnicy lub morderstwa na rodzicach. Ale nie przeszkadzało mi to. Dopóki chodziło o pseudo-literacką grę, dostarczycielem "brudnych historii” mógł być ...