Szeptem o zboczeniu
Data: 16.01.2019,
Autor: AntoniAnonim, Źródło: Lol24
... ktokolwiek; rolnik spod Mrągowa, pani sklepowa z przydrożnej stacji benzynowej czy zahukany uczeń warszawskiego liceum. Nie ma tutaj znaczenia czy ten zagadkowy osobnik będzie dysponował pięknym, cielesnym odpowiednikiem w prawdziwym świecie. Jedyne co bezdyskusyjnie musiał sobą reprezentować, to umiejętność sprawnego opowiadania. Zresztą, ja sam sporo pofantazjowałem w czasie internetowych dyskusji.
Jakie było zatem moje zdziwienie, gdy po kilku tygodniach milczenia, użytkownik "Jola_33” wysłał mi nową wiadomość, w której zapraszał na spotkanie zapoznawcze. Doznałem zawahania. Rozważałem kilka potencjalnych scenariuszy, w których prym wiodła wizja zapędzenia w pułapkę przez jakiegoś neonazistowskiego gwałciciela. Jola wyczuła chyba tą niepewność, bo po kilku godzinach bez odpowiedzi z mojej strony, dopytywała czy aby nie "utraciłem zapału”, a w post scriptum wyznała, że historia, jaką wcześniej opisała była trochę podkolorowana. Ale, że "świadomość konwencji powinna być dla mnie zrozumiała, czyż nie?”. Spociłem się ze stresu, w głowie kołatało od sprzecznych rozważań, aż w końcu zdołałem podjąć decyzję. Rozmówczyni przyjęła to z nieskrywanym entuzjazmem. Zaproponowała małą knajpkę w centrum miasta. Zanim zdążyłem wystukać wiadomość potwierdzającą, szybko zmieniła zdanie. Stwierdziła, że "podejmie ryzyko, bo ma dobre przeczucia co do mojej osoby”. Podała mi swój domowy adres.
W metrze przez całą drogę nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że właśnie wplątywałem się w jakąś ...
... ohydną historię, po której zostanie coś więcej, niż gorzkie rozczarowanie czy niesmak. Jednak ciekawość dalszego ciągu – cokolwiek miałoby mnie nie spotkać – wiodła niestrudzenie naprzód i powodowała przyjemne podenerwowanie. Wysiadłem na Ursynowie, pośród rzędów szarych, jednakowych bloczysk. Otrzymane koordynaty prowadziły mnie właśnie do jednego z tych mieszkalnych molochów. Trochę mnie to uspokajało. W takiej scenerii czułem się anonimowy, niemalże niewidzialny. Gdy winda ze zgrzytem dźwigała mnie na dziesiąte piętro, poczułem nagły przypływ adrenaliny, od której lekko zaszumiało mi w głowie.
Drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku. Zdecydowanie starsza, niż we wcześniejszych opisach, ale też nie brzydka. Jej figura, choć od dawna prezentowała przykre konsekwencje istnienia grawitacji, zachowała w sobie resztkę kobiecości. Miała szeroką talię i całkiem wydatne piersi. Uwagę przyciągał odrobinę wystający, obwisły brzuch, którego Jola bezskutecznie starała się ukryć za lekką, "workowatą” bluzką. Ze smukłej twarzy bił wciąż żywotny powab – w dużych, trochę skośnych oczach tliła się jakaś cicha melancholia czy wręcz dekadencja, zaś drobne usta wyrażały chroniczną skłonność do ironicznego grymasu. Podobała mi się. Już sama ulga, że "Jola_33” okazała się kobietą wystarczyła, by nie analizować zbyt krytycznie jej anatomii. "Myślałam, że będziesz brzydszy” - powiedziała na przywitanie.
Przeszliśmy do salonu, gdzie przez następne pół godziny próbowaliśmy przełamać wzajemne ...