1. Różowe okulary.


    Data: 28.04.2024, Autor: Vee, Źródło: Lol24

    ... Solenizantka pojawia się w drzwiach wejściowych.
    
    Mogłaby powiedzieć „cześć”, „witajcie”, albo nawet standardowe „hej”. Ale nie. Ona musi mieć swoją „hejkę”.
    
    Ubrana jest w kremową suknię z odsłoniętymi ramionami. Aż nabieram powietrza w niemym zachwycie. Pomimo butów na obcasie, na wszystkich patrzy z dołu. Śpiewamy „sto lat”, a potem ustawiamy się w kolejce do składania życzeń. Kiedy przychodzi moja kolej, wręczam różę i zostaję sparaliżowany tym cudownym uśmiechem. Miałem przygotowaną najlepsza bajerę na świecie, ale co mi po tym, jak nie pamiętam jej słów?
    
    — Wszystkiego najlepszego. — Tylko na tyle mnie stać.
    
    Czekam na jakieś zaproszenie do przytulenia, ale nic z tego. Takie czułości zarezerwowane są widocznie dla dziewczyn z pustyni, czy jak tam nazywa się ta ich grupa. Nie przejmuję się tym do momentu, aż nastaje kolej Filipa. Ten nie czeka na gest solenizantki i sam wychodzi z inicjatywą. Moja ukochana tonie w jego objęciach, a ja liczę sekundy. Trwa to zbyt długo. Zdecydowanie zbyt długo.
    
    Dobiega koniec formalności. Wreszcie zostajemy zaproszeni do środka. Pod ścianą dużego holu złączono ze sobą stoły, nad którymi dyndają złote baloniki formujące napis „18”. Z drugiej strony dumnie pierś wypinają wielkie głośniki podstarzałej wieży. Po naprawdę niemałej przestrzeni tanecznej krzątają się jacyś ludzie, dopinając wszystko na ostatni guzik. To chyba rodzice Julki i jakaś dziewczyna, której nie znam.
    
    Starszy pan klaszcze w dłonie i prosi o ciszę. Mówi, że ...
    ... imprezę poprowadzi ta właśnie obca dziewczyna, a on sam się żegna i życzy nam dobrej zabawy. Następnie Laura, bo tak przedstawia się nieznajoma, prosi nas o zajęcie miejsc.
    
    Trafiam fatalnie. Ani nie siedzę obok Julki, ani nie jestem dostatecznie blisko, by móc z nią porozmawiać. Marną pociechą jest, że Filip znajduje się w tej samej sytuacji, tylko z drugiej strony. Witam się z siedzącymi obok mnie apostołkami i niemal od razu zapominam ich imiona. Coś tam próbuję zagadywać, ale po prostu nie wiem, co do nich mówić. Żadna ze mnie dusza towarzystwa, niełatwo nawiązuję nowe znajomości. Nie jestem Filipem, w którego już po kilku minutach przy stole dziewczyny wpatrzone są jak w Chrystusa podczas ostatniej wieczerzy. Tymczasem ja zajadam nerwy pieczonymi ziemniaczkami.
    
    Polewane są pierwsze kolejki wódki. Wszyscy przechylamy kieliszki jednocześnie, popijając sokiem owocowym lub colą. Ja nie popijam. Nie pozwala mi na to tytuł flamingo czerwca, jaki otrzymałem za chlanie na urodzinach Grześka. Po każdym kieliszku ostentacyjnie się oblizuję. Nawet wtedy, kiedy ludzie zaczynają narzekać na tempo. Laura wyraźnie przesadza. Jakby jej zależało, by impreza skończyła się w ciągu godziny. Ledwo przechylamy kieliszki, a ona już napełnia je do kolejnej rundy. Moja odporność na alkohol robi wrażenie na apostołkach. Zachęcony, coraz częściej dołączam się do ich rozmów. Może nie są wcale takie złe.
    
    Gasną światła.
    
    — Na parkiet! — Topornie zaprasza wodzirejka.
    
    Nadeszła moja chwila. ...
«1234...13»