Różowe okulary.
Data: 28.04.2024,
Autor: Vee, Źródło: Lol24
... Jedyne, o czym marzę – podjęła dalej Julka – to żebyśmy byli razem i mogli to jakoś poukładać, ale co ja sobie wyobrażam… Chcę tylko, żebyś wiedział, że to nie byłam ja, że wstąpił we mnie diabeł jakiś. Że jeśli dasz mi szansę, to ja tego nigdy, z nikim, Jezu! Gdyby nie bolało mnie tam pod brzuchem, to bym nawet nie była pewna, że do tego doszło, bo ja naprawdę nie pamiętam, nie pamiętam ani jednej chwili z tego, jak mnie… ten… posiadłeś.
Monolog wbija mnie w oparcie ławki. Jest chaotyczny, ale mam wrażenie, że każde słowo jest takie doskonałe. Julka uświadamia mi, że do tej pory miałem tylko jedną perspektywę tamtego wieczora. Przytłacza mnie to wszystko. Jeszcze jakiś starszy pan karci mnie spojrzeniem za pochlipującego aniołka. Nie winię go. Nie wie jeszcze, że ja też tu jestem ofiarą. Mimo to uginam się pod jego spojrzeniem. Przyciągam dziewczynę do siebie, by wypłakała się w mój T-shirt i głaskam ją po włosach.
— Każdy człowiek zasługuje na drugą szansę, a ty to nawet i na dziesięć szans, aniołku. Nie tylko dlatego, że jesteś taka dobra, ale dlatego, że cię kocham. — mówię prosto z serca. Ciche łkanie Julki powoli ustępuje. — I oczywiście, że będziemy razem. Oczywiście, że ci wybaczam. Nie zgadzam się tylko z tym, że wstąpił w ciebie diabeł, Julko, bo według mnie był to Bóg. Wiesz, że w kantorku wisi krzyżyk? Nic nie dzieje się przez przypadek. ...
... Doświadczyłem tego, kiedy nie mogłem się stamtąd wydostać, a on podsunął mi rozwiązanie. Myślę, że później przemówił do ciebie. On zawsze ma jakiś plan, a poza tym myślę, że było ci naprawdę dobrze.
Julka podnosi głowę z mojej piersi. Wraca na swoje miejsce i próbuje trzymać fason.
— Szkoda, że niczego nie pamiętam.
— Więc będziemy musieli to powtórzyć — mówię w cichej nadziei.
Uderza mnie piąstką w ramię. Na jej twarzy łzy figlarnie mieszają się z syntetyczną obrazą, ulgą i szczęściem. Prawdziwa tęcza po deszczu. Kiedyś za podobną sugestię urządziłaby mi cichy tydzień. Albo miesiąc.
Moja siostra jak zwykle miała rację. Ostre rżnięcie dobrze jej zrobiło.
Rozmawiamy do późna, przekraczając kolejne bariery szczerości i otwartości. Przez większość czasu jest we mnie wtulona.
Odprowadzam ją pod klatkę schodową koło dwudziestej trzeciej. Wiesza mi się na szyi i całuje w policzek. Jeśli w usta dopiero po ślubie, to najwyższa pora zarobić na pierścionek. Odprowadzam ją wzrokiem, aż zniknie na schodach. Mniej więcej w połowie drogi odwraca się jeszcze, zawstydzona tym, że wytrzymała beze mnie niecałe trzy sekundy.
Kiedy znika mi z oczu, odwracam się na pięcie i odchodzę. Jest ciemno, ale zakładam okulary przeciwsłoneczne.
Są różowe.
Drogi Czytelniku! Przeczytałeś do końca? Pozostaw po sobie komentarz. To najlepsza nagroda dla twórcy.