Różowe okulary.
Data: 28.04.2024,
Autor: Vee, Źródło: Lol24
... ostatnie kawałki, bo ktoś znowu podgłośnił.
Kiedy otwieram oczy, jestem mocno pochylony do przodu. Pewnie dlatego, że zanurzam się w niej coraz głębiej. Korzystam z okazji, by spojrzeć na Julkę. W oczach ma łzy.
— Ja też jestem wzruszony, że wreszcie nam się udało, skarbie. — Szepczę jej cicho do uszka, a potem się prostuję.
Odzywa się moja męska natura. Mam ochotę klepnąć ją w tyłek, złapać za włosy i zaprowadzić nas do szczęśliwego finału. Brzydzę się jednak myślą, że mógłbym tak potraktować Julkę. Zwłaszcza że ponownie daje upust swojej wdzięczności. Trochę jej zazdroszczę, że ma tak dobrze, podczas gdy ja haruję jak wół na nasze wspólne szczęście, ale ostatecznie jej głosik i tak motywuje mnie do jeszcze większego wysiłku.
Zatracam się w swoich trudach i po chwili wybijam na pośladkach rytm pod jej pieśń chwalącą mojego penisa. To ten moment, kiedy myślę, że lepiej już być nie może. Julka jest już chyba blisko swojej wielkiej chwili, a i ja czuję, że coś wzbiera mi się w żołądku. Choć może to tylko bas szalonej imprezy u góry.
Gdyby tylko wiedzieli, jaka impreza jest tutaj.
— Kurwa, nie w dupę! — Laura próbuje przekrzyczeć niesamowity hałas.
Nie dociera do mnie sens jej słów, dopóki nie zostaję odepchnięty do tyłu. Wyskakuję z Julki, która już nie śpiewa, a rozpaczliwie zawodzi. Mój penis ma dość i wystrzeliwuje jasny pocisk na rękawicę bokserską z tatuażu Laury. Okazuje się, że funkcja wentylacji ma swoje wady. Kiedy podnoszę na nią wzrok, nie mam ...
... już na nosie różowych okularów. Między oczami widzę zaciśniętą pięść.
Bardzo szybko się powiększa.
Budzę się z tępym bólem głowy. Mija ze dwadzieścia minut, zanim znajduję w sobie odwagę i otwieram oczy. Sufit mojego pokoju. Próbuję przypomnieć sobie wydarzenia ostatniej nocy. Bez trudu odtwarzam ich przebieg. Jak puzzle układają się w sensowny ciąg. Docieram do końca urodzin Julki i szybko żałuję, że alkohol nie wyprał mi mózgu.
Co ja zrobiłem.
Przez kolejny kwadrans przewijam wczorajszy dzień jak nagranie z monitoringu, szukając luk i nieścisłości, które zaprowadziłyby mnie do wniosku, że coś mi się pomieszało. Bez skutku. Uzyskuję za to pewność, że było właśnie tak źle, jak myślę.
— Nie śpisz? — Oczy Anety świecą się w szczelinie lekko uchylonych drzwi.
Wchodzi do mojego pokoju i kładzie na nocny stolik szklankę z wodą. Do środka wrzuca musującą tabletkę. Elektrolity.
— Zrobić ci kanapki?
Siostra jeszcze nigdy nie zaproponowała mi kanapek. Kręcę głową. Nie chcę.
— Ty mnie odebrałaś?
— No a kto? Leżałeś na ławce przed szkołą, przytaszczyła cię taka jedna z tatuażami.
— Czyli wiesz, co się stało?
Aneta nabiera powietrza. Upewnia się, że drzwi do pokoju są zamknięte. Widocznie lepiej, by rodzice nie słyszeli tego, co ma do powiedzenia.
— Współczuję ci, naprawdę. Wiem, jak bardzo chciałeś ją mieć. Nie przysłuchiwałam się, ale ten skurwiel musiał ją zerżnąć jak jakąś dziwkę, bo apostołki mówiły coś, że ryczała jak świnia. Nie zasłużyła na ...